Mazury. Jeden z 28 przyrodniczych cudów świata

Mazury i Warmia, Polska | Podróż 80, Wpis 104


Co łączy Malediwy, Wezuwiusza i Kilimandżaro z Mazurami? Dekadę temu wszystkie te miejsca znalazły się w gronie dwudziestu ośmiu finalistów plebiscytu na siedem nowych przyrodniczych cudów świata. Ostatecznie Mazury nie znalazły się w siódemce cudów, ale i tak sama nominacja była niewątpliwie sporą sporą promocją i nobilitacją dla regionu. Dlatego po dniu wojennym na Mazurach, nazajutrz nadszedł czas by skupić się tylko na tych walorach przyrodniczych.

Mikołajki, brama do jeziora Śniardwy

Z naszego hotelu nad jeziorem Czos, ruszyliśmy drogą krajową numer szesnaście w stronę Mikołajek. W planach mieliśmy rejs jednostką Żeglugi Mazurskiej po jeziorze Mikołajskim i Śniardwach. Był wrzesień, czasy pandemii, jednak znalezienie miejsca parkingowego w centrum tego niespełna czterotysięcznego miasteczka, graniczyło z cudem. I bynajmniej nie byłby to jeden z siedmiu cudów świata. Po krótkim spojrzeniu na mapę ruszyliśmy w okolice hali sportowej, pod którą na pewno musiał być jakiś parking. I taki też się znalazł, więc zapobiegliwie polecam od razu udać się w to miejsce. Wszak jest to tylko sześćset metrów od rynku i głównego nabrzeża.

Samo miasteczko jest dość spokojne. Życie turystyczne kumuluje się na nabrzeżu i w okolicach kładki nad kanałem między jeziorami Mikołajskim a Tałty. I to właśnie przy kładce można nabyć bilet na rejsy po jeziorach. Jest kilka możliwości, lecz my wybieramy się na krótki rejs z wypłynięciem na Śniardwy. W 2020 r. cena biletu wynosiła ok. czterdziestu złotych za niecałe półtorej godziny rejsu. Szczegóły na stronie armatora.

Kładka w Mikołajkach

Nie pamiętam kiedy ostatni raz miałem okazję korzystać z białej floty w Polsce. Na wakacjach z rodzicami w latach 90. pływaliśmy masę razy takimi stateczkami. Od tamtych lat sama flota niewiele się zmieniła, jak również atmosfera na pokładzie. W trakcie rejsu można sobie bowiem zamówić coś do jedzenia, jak i coś do picia, często z procentami. Niektórzy pasażerowie zaopatrzyli się też we własne napitki, jak litrowa butelka whisky. Momentami atmosfera rozluźniała się do poziomu, jak u cioci na imieninach. Nawet nam to nie przeszkadzało, bo to co najlepsze było oczywiście poza pokładem. Po kilkudziesięciu minutach rejsu naszym oczom okazał się ogrom jeziora Śniardwy, z dziesiątkami, jak nie setkami różnego rodzaju jednostek pływających. Od motorówek, po łodzie pirackie, jachty i inne turystyczne statki. Mam nadzieję, że wszyscy pamiętają jeszcze z lekcji geografii, że Śniardwy są największym polskim jeziorem. I chyba jednym z najbardziej popularnych dla żeglugi. Po rejsie przeszliśmy się jeszcze nabrzeżem i zaskoczyło mnie, że sporo motorówek można wynająć bez posiadania żadnej licencji. Stąd pewnie taki tłok na wodach. Następnym razem i sam z chęcią zostałbym takim kapitanem.

Łuknajno, unikatowy rezerwat biosfery

Z Mikołajek pojechaliśmy kilka kilometrów na północ. Z drogi krajowej numer szesnaście zjechaliśmy w wąską drogę, która z początku była jeszcze pokryta asfaltem, ale po przejechaniu ostatnich domostw, na ostatnie kilkaset metrów zamieniła się w zwykłą polną drogę. Naszym celem była wieża widokowa na jezioro Łuknajno. Położona w szczerym pola, niewysoka, lecz pozwalała obejrzeć jeden z najcenniejszych terenów przyrodniczych Mazur. Łuknajno bowiem nie tylko jest rezerwatem przyrody, ale jednym z kilkunastu miejsc w kraju chronionych konwencją ramsarską o obszarach błotnych, oraz jednym z jedenastu polskich obszarów na światowej liście rezerwatów biosfery UNESCO programu „Człowiek i Biosfera”, obok terenów Tatr, Bieszczad czy Puszczy Białowieskiej. To co najbardziej uderza w tym miejscu, to właśnie jego naturalność, ale szczególnie pewna niepopularność. Nie ma tam tłumów, a pewnie dość często można nikogo nie spotkać. Za to jest łąka, jezioro, trawy i mnóstwo ptaków w oddali. Dobrze jednak mieć jakąś lornetkę, żeby poobserwować ptaki nie tylko jako małe punkciki w oddali.

Krutynia, piękne odkrycie

Znad Łuknajna udaliśmy się bardziej na południe, do miejscowości która jest całkiem popularna, lecz sam słyszałem o niej pierwszy raz. Mowa o Krutyni, wsi w której siedzibę ma Mazurski Park Krajobrazowy, a jako wieś wypoczynkowa znana jest jeszcze z czasów pruskich. I to raczej mowa o wypoczynku niezbyt masowym. Nie ma tu jakichś wielkich obiektów noclegowych, zachowało się mnóstwo starych urokliwych domów, a restauracji jest tu zaledwie kilka (w jednej miałem okazję zjeść przesmacznego sandacza). I mimo, że wieś wygląda bardzo niepozornie, to została uwieczniona w powieści Melchiora Wańkowicza pt. „Na tropach Smętka”, a sam autor spędzał tu swoje wakacje. Inny literat, amerykański noblista John Steinbeck (autor m.in. „Myszy i ludzi”), odwiedził Krutyń w latach 60. XX wieku. Dzisiaj, jak i pewnie przed laty, największą atrakcją są tutaj spływy kajakowe rzeką Krutynią. My natomiast udaliśmy się na kilkugodzinny spacer po pobliskim rezerwacie przyrody.

Rezerwat przyrody „Zakręt” znajduje się jakiś kilometr od wsi Krutyń. Jego główną atrakcją są z pewnością jeziorka dystroficzne, czyli takie, które bardziej przypominają rozmokłe torfowisko niż przejrzysty Adriatyk. Bo właśnie takie jeziora są bezodpływowymi zbiornikami, które powoli zarastają. W jeziorkach krutyńskiego rezerwatu można też spotkać tzw. „pływające wyspy”, czyli zrośnięte fragmenty torfowisk oderwane od brzegu. Szlak poprowadzony jest częściowo na kładkach omijających podmokłe tereny, a oprócz jezior minęliśmy też pomniki przyrody, jak prawie czterystuletni dąb szypułkowy czy osobliwość zwana „Zakochaną parą”, czyli przyrośnięte do siebie sosna i dąb.

Rezerwat przyrody „Zakręt”

Krutyń

Okolice Krutynia, to kolejne po Łuknajnie miejsce, gdzie praktycznie nikogo nie spotkaliśmy. Chociaż widząc to co się działo w miastach, jak Mikołajki, czy Giżycko, sezon turystyczny wciąż kwitł. Natomiast nawet parking pod krutyńskim muzeum przyrodniczym zajęty był przez jedynie kilka aut. A co do kajaków, to sam lubię sobie popływać jakąś zaciszną rzeką i widząc tę przepiękną trasę na Krutyni żałowałem bardzo, że nie mieliśmy kajaków w planach. Zostaje mi przyjechać tu następny raz.

Jezioro Czos

Tego dnia wróciliśmy do hotelu Mazuria na jakieś półtorej godziny przed zmrokiem. Widziałem przypięte do pomostu rowerki wodne, więc nie mogliśmy przepuścić takiej okazji. Po chwili siedzieliśmy już na jednym z rowerków, by ruszyć ku ciemniejącemu jezioru Czos. Niczym nie przypominało ono Śniardw. Nie było tu żadnych innych jednostek wokół nas, a podpływając do jednej z wysp mogliśmy w końcu zobaczyć ptaki, których nie wiedzieliśmy z bliska na Łuknajnie. Żeby znaleźć bliski kontakt z naturą wcale nie trzeba było więc szukać rezerwatów przyrody.

Mazury to z pewnością zupełnie inny klimat niż to co dotychczas miałem okazję zobaczyć w Polsce. Uwielbiam chodzić po górach, ale nie ma co ukrywać, że wiele obszarów polskich Karpat czy Sudetów to tereny dość zaludnione i zagospodarowane. Na szlakach, nawet mniej popularnych gór, mija się czasem tłumy. Na Mazurach, we wrześniu roku 2020 schodziliśmy sporo przepięknych krajobrazowo miejsc zupełni sami. Nie wiem czy tak jest zawsze, czy to tylko chwilowa sytuacja. Ale takie właśnie Mazury zapamiętam.

Oceny

  • Mikołajki 3***
  • Łuknajno 4****
  • Krutyń 4****

| Na Mazurach byliśmy w dniach 11-14 września 2020 r.

| Więcej zdjęć z tej podróży na Google Zdjęcia

Może Ci się również spodoba