Włochy w czasie pandemii. L’Aquilla, Castel Gandolfo i szynka z Aricci
L’Aquila, Ariccia i Castel Gandolfo, Włochy | Podróż 79, Wpis 102
Podczas wyjazdu do Włoch, pół roku po zamknięciu tego kraju z powodu epidemii, mieliśmy z założenia omijać duże miasta. Głównym celem były przecież góry i wyjście na Corno Grande. Jednak musieliśmy gdzieś robić zakupy, jeść i spać, więc ostatecznie i tak zawitaliśmy do kilku miasteczek.
L’Aquila — skala zniszczeń wciąż zaskakuje
Pierwsze dwie noce spędziliśmy w L’Aquilli, mieście o którym zrobiło się głośno w 2009 r. To właśnie wtedy miało miejsce tragiczne trzęsienie ziemi, w wyniku którego zginęło ponad trzystu osób a uszkodzeniu uległo kilka tysięcy budynków. Skoro już byliśmy na miejscu, nie mogliśmy ominąć zniszczonego wówczas starego miasta. Już pierwszego dnia okazało się, że jeżeli chcemy zrobić zakupy po 22:00, to musimy zajechać do centrum. W nocy jednak nie spostrzegliśmy nic, co wskazywałoby, że widok za dnia będzie aż tak przygnębiający.
Następnego dnia, po kilkugodzinnym chodzeniu po górach, przyszła pora na dogłębne zwiedzanie miasta i przy okazji zjedzenie jakiejś pizzy. Już na samym wejściu w obręb starego miasta widok wprawiał w osłupienie. Ujrzeliśmy całe kwartały zniszczonych, opuszczonych kamienic. Całe ulice zamknięte dla ruchu, nawet pieszego. Pełne ogrodzeń i siatek chroniących przed odpadającymi fragmentami elewacji. Gdzieniegdzie nawet dziury w ziemi ciągle zasypane kupą gruzu, ze zniszczonej, stojącej tam kiedyś kamienicy. Nie tyle zaskoczyła mnie skala zniszczeń, co wręcz niepojęcie długi czas odbudowy miasta. Minęło bowiem jedenaście lat od trzęsienia, a większość budynków wciąż była w rozsypce. Dopiero idąc w stronę głównego placu — jak to często we Włoszech bywa, placu katedralnego, Piazza del Duomo — zaczynały się pojawiać wyremontowane, lśniące, budynki poprzeplatane gdzieniegdzie kościołami w w szkielecie z rusztowań i dźwigów.
Jak wygląda życie w takim mieście? Zdaje się, że częściowo wróciło do swojego normalnego, włoskiego trybu. Jedynie w tych zniszczonych zaułkach nastrój był bardziej posępny. Tam gdzie kamienice uległy całkowitemu zniszczeniu powstały miejscami już nowe budynki, bardziej solidne. Być może w ten sposób władze starają się zachęcić do powrotu na zniszczone obszary. O tym, że miasto nie jest opustoszałe przekonaliśmy się szukając jakiejś restauracji. Zasiedliśmy na stolikach w pizzerii Partenopea, ale szybko okazało się, że bez rezerwacji możemy usiąść jedynie gdzieś w środku. W innej pobliskiej restauracji na pl. św. Marka muzycy umilali czas licznym gościom w ogródku. Nad tym wszystkim, w rusztowaniach, odgrodzony blaszanym płotem, stał kościół św. Augustyna. Przypominający o wcale nie tak dawnej katastrofie, w czasie gdy trwała inna tragedia, jaką jest pandemia koronawirusa.
Ariccia miasto szynki
Po dwóch dniach górskich wędrówek, ostatni nocleg postanowiliśmy zarezerwować bliżej Rzymu, żeby nie jechać zbyt długo w dniu lotu powrotnego. Padło na okolice Castel Gandolfo, a konkretnie na Park Hotel Villa Maria jakieś pięć kilometrów od miasteczka. Hotel to wygodny, miał nawet basem, z którego nie skorzystaliśmy, jak z wielu innych atrakcji przydatnych gdy spędza się tam więcej czasu, a my od razu po zameldowaniu ruszyliśmy do Aricci.
Co takiego jest w Aricci? Szynka! Bo włoska kuchnia to przecież nie tylko pizza i makarony, ale też mnóstwo bardzo lokalnych potraw. I właśnie miasto Ariccia słynie ze swojej porchetty, czyli czegoś w rodzaju rolady wieprzowej, a najprościej mówiąc szynki. Nie takiej suszonej typu prosciutto, ale takiej pieczonej, różowej jak ta, którą znamy z naszych sklepów. I tak, poszukując tej szynki zobaczyliśmy kawałek całkiem uroczego miasteczka.
Samo miasto Ariccia, chociaż ma tylko osiemnaście tysięcy mieszkańców, jest pełne zabytków, z akweduktem włącznie. Co prawda obecnie używanym nie do transportu wody, ale jako wiadukt drogowy, ale jednak góruje nad okolicą i ma swój nieporównywalny urok. Sami zaparkowaliśmy pod akweduktem i ruszyliśmy schodami do starej dzielnicy miasta, gdzie od razu trafiliśmy na sklepy mięsne oferujące szynkę, a także na widok roztaczający się na sporą równinę aż po morze. Miasteczka Ariccia czy Castel Gondolfo ulokowano na zboczach dawnego wulkanu, więc jest to doskonały punkt widokowy na z reguły płaskie okolice. Główna ulica miasta tętniła życiem, a my poszukiwaliśmy restauracji serwującej szynkę. Bo taką do domu mogliśmy kupić co krok.
W końcu znaleźliśmy małe zagłębie restauracyjne, gdzie kilkanaście lokali oferowało prawie taką samą kuchnię z szynką jako pierwsze danie. I tak po zmierzeniu nam temperatury i zajęciu miejsc na skosach stołu — obowiązkowego nawet dla tych co spędzili wcześniej kilka godzin w jednym aucie — przystąpiliśmy do uczty. Na początku wjechały na stół wędliny z porchettą w roli głównej, a także sery i oliwki. Było tego tak dużo, że po kilkunastu minutach byliśmy najedzeni i nawet przyszło nam do głowy, że to już cały ten zamówiony posiłek serwowany jako menu dnia. Aż tu nagle kelner przyniósł carbonarę, którą normalnie zjadłbym z radością, a teraz nieco ją wymęczyłem. Tak czy siak, takie menu kosztowało ok. 12€ już z napojami, a opcji zamówienia samej szynki nie było. Wychodząc z restauracji mieliśmy ochotę na jakieś wino, bo nie zamówiliśmy go do kolacji, a sklepy były już niestety zamknięte. Rzutem na taśmę, zajrzałem do ostatniego sklepiku z szynką, w którym ekspedientka stała już spakowana w drzwiach. Na pytanie o wino wróciła się z powrotem za ladę i sprzedała nam buteleczkę frizzante.
Castel Gandolfo, czyli domek wczasowy papieży
I tak naprawdę najmniej czasu spędziliśmy w Castel Gandolfo, które wydawało się przecież ciekawe i całkiem znane jako letnia rezydencja papieży. Nie mieliśmy całego dnia, więc rezydencję odpuściliśmy, a właśnie ona stanowi sedno sprawy. Samo miasteczko jest małe, zamieszkane tylko przez kilka tysięcy osób. Nawet główna ulica z restauracjami ciągnie się na najwyżej kilkaset metrów, a jedyna lodziarnia była akurat zamknięta. Uroku miastu dodaje położenie na zboczu krateru dawnego wulkanu, tuż nad jeziorem Albano. Podobnie jak w Aricci z miasta rozciągają się rozległe widoki. Pospacerowaliśmy trochę po miasteczku i myślę, że może kiedyś jeszcze tu wrócę zobaczyć co tam papieże mają w swojej rezydencji, która jak kilka innych obiektów we Włoszech, jest eksterytorialna. Na terenie rezydencji oprócz pałacu znajdują się ogrody i obserwatorium astronomiczne.
Natomiast oprócz górnej, starej części miasta, jest jeszcze dolna dzielnica tuż nad jeziorem. Początkowo chcieliśmy zejść do niej długimi schodami, ale cel coś wolno się zbliżał, a my przecież mieliśmy auto i ograniczony czas do naszego lotu. Zjechaliśmy więc serpentynami zboczem krateru i jakimś cudem znaleźliśmy miejsce parkingowe na zatłoczonym małym parkingu przy plaży. Ludzi było tu bowiem sporo, trochę jak w Zakopanem na Krupówkach w lecie. W dodatku mnóstwo straganów z pamiątkami, lodziarni i barów. Byliśmy tylko dwadzieścia kilometrów od morskich plaż, ale jak widać wypoczynek nad jeziorem też cieszył się niemałą popularnością. Mimo, że plaże nie należy do najpiękniejszych.
Zjedliśmy lody i ruszyliśmy w stronę lotniska Fiumicino. To był dla mnie bardzo potrzebny wyjazd. Po miesiącach izolacji, straszenia koronawirusem, w końcu na chwilę mogłem poczuć tę normalność, wolność jaka jeszcze pół roku wcześniej była tak oczywista jak woda w kranie. Pojechać za granicę, połazić trochę po górach, odpocząć i pierwszy raz w tym roku wsiąść do samolotu. Co prawda dwukrotne mierzenie temperatury na lotnisku przysparza trochę strachu, bo co ma zrobić człowiek, który jest w obcym kraju i nie zostanie wpuszczony na pokład, bo ma za wysoką temperaturę? Siedzieć przed dwa tygodnie w jakimś hotelu na własny koszt? Przeczytałem ostatnio, że podobne dylematy ma kadra skoczków narciarskich, przez co rozważają odpuszczenie niektórych zawodów. Jak widać podróżowanie czasów pandemii dla wszystkich jest trudne.
Oceny
- L’Aquila 4****
- Ariccia 3***
- Castel Gandolfo bez Rezydencji 3**
| W opisanych miastach byliśmy w dniach 7-9 sierpnia 2020 r.
| Więcej zdjęć z tej podróży na Google Zdjęcia
Piotrze, czy jest jakieś miejsce we Włoszech, w którym jeszcze nie byłeś? 😉
Zdziwiłbyś się 😉 Od Sycylii począwszy, po Pizę, Genuę, kawał Toskanii i na Alpach i Dolomitach kończąc. Włochy, mam nadzieję, będę odkrywał jeszcze przez następne 20 lat.