Krynica-Zdrój. Dobre miejsce na weekend

Krynica-Zdrój, Polska | Podróż 77, Wpis 99


Coraz bardziej przekonuję się, że podróżowanie nawet w granicach własnego województwa jest tak samo ciekawe, jak dalekie zagraniczne wyjazdy. Gdy w weekend przed Bożym Narodzeniem chcieliśmy pojechać gdziekolwiek, nie mając nic zaplanowanego, postanowiliśmy wybrać się do Krynicy-Zdroju. Nie byłem tam od wielu lat, a wcześniejsze wizyty sprawiły, że nie miałem o tym mieście najlepszego zdania. Czas więc było to zdanie po latach zweryfikować.

Hotel Patria, smutna ikona dawnej Krynicy

O wyborze Krynicy jako miejsca noclegu głównie zdecydował hotel. W grę wchodziła bowiem jeszcze Muszyna i Żegiestów. W ogóle okolica jest pełna ciekawych miejscowości, ale gdy zobaczyłem, że możemy nocować w zbudowanej przez Jana Kiepurę Patrii, inne miejsca przestałem brać pod uwagę. Pod względem architektonicznym Patria jest ikoną modernizmu, a w dwudziestoleciu międzywojennym była hotelem dla odwiedzającej Krynicę bohemy artystycznej. Dziś hotel został już tylko ikoną modernizmu, bo zamiast bohemy można w nim spotkać kuracjuszy z NFZ. Hotel z gigantycznym potencjałem stał się domem sanatoryjnym, strasznie zaniedbanym, a miejscami wręcz sypiącym się. Nie mam oczywiście nic przeciwko kuracjuszom z NFZ, a jeżeli już można mieć do kogoś pretensje to do właściciela obiektu, że taką perełkę doprowadził do takiego stanu. Mimo to polecamy noclegi w apartamentach Patrii, można je znaleźć czasem na bookingu. W pokojach zachowała się oryginalna armatura, a apartamenty składają się z sypialni, osobnego pokoju dziennego i łazienki z wanną. Jest też wyjście na balkony z dwóch stron, jednak na naszym piętrze jeden był zamknięty z powodu złego stanu technicznego. Mimo tej przestronności, apartamenty można wynająć w cenie niższej niż typowy pokój w Krynicy-Zdroju.

Nocleg w Patrii to wciąż jeszcze spora szansa, bo może za jakiś czas hotel odzyska swój blask, a stołówka nie będzie serwować podłych śniadań na talerzykach z kostką masła i plastrem wędliny dla każdego. Chociaż wróć… nie wiem czy wszyscy dostają ten sam zestaw, bo menu miało rozróżnienie na „komercję” i gości z NFZ. Ci drudzy mogli zjeść swoje śniadanie tylko o konkretnej godzinie. My jako komercja mogliśmy raczyć się nim od 7 do 9:30. Jak na wyjazd w celach zdrowotnych strasznie dużo dają obostrzeń, a ubogość potraw wręcz mogłaby zaszkodzić zdrowiu. W tym całym jakby PRL-owskim bufecie, jakby z innej epoki lśni oryginalny fortepian Jana Kiepury. Oryginalnych elementów jest tu o wiele więcej, kamienne posadzki, poręcze czy drzwi obrotowe. Trochę żal, że państwowa spółka uzdrowiskowa nie zadba lepiej o hotel.

Góra Parkowa i centrum Krynicy

Z Hotelu Patria na Górę Parkową najłatwiej dostać się kolejką linowo-terenową, której dolna stacja znajduje się kilkaset metrów od hotelu. Wyjechaliśmy na górę wieczorem, gdy powoli nastawał zmrok. Na górze miał na nas czekać Park Światła, czyli zbudowane z lampek figury różnych postaci. Wydaje się, że to fajna pora i miłe miejsce, ale byliśmy sami w wagoniku kolejki, oczywiście poza motorniczym. Na górze spotkaliśmy punkt z pamiątkami i właśnie ów Park Świateł, czyli wóz Mikołaja i parę choinek z ledowej taśmy. Postanowiliśmy przespacerować się trochę po okolicy, aż do tzw. źródełka miłości, a następnie wróciliśmy w stronę miasta. Z leśnej ścieżki dość szybko przeszliśmy do brukowanej alejki. Góra Parkowa wydała nam się świetnym miejscem na krótki spacer. Miasto jest tuż obok, a czuliśmy się już jak w górach.

Z Góry Parkowej zeszliśmy wprost pod pijalnię główną wód. Kupiliśmy sobie buteleczkę jakiejś śmierdzącej wody i zwiedziliśmy tę całkiem ciekawą architektonicznie budowlę. W pijalni odbywają się koncerty i rożnego rodzaju przedstawienia dla kuracjuszy, a w tym dniu doszły jeszcze targi rękodzieła. Wnętrzom uroku dodaje sporych rozmiarów roślinność, która świetnie pasuje do klimatu uzdrowiska. Niestety psuje to miejsce wszechobecny plastik i reklamy. Wodę mineralną można kupić w plastikowym kubeczku albo plastikowej butelce wyciągniętej z plastikowej zgrzewki, no chyba że ma się swój własny kubek kuracjusza. Zużywają tu tak dużo plastiku, że aż oczy bolą. Pamiętam sprzed kilkunastu laty, że będąc w Karlowych Warach, piliśmy wodę za darmo i ludzie sami nalewali ją z kranów dostępnych bezpośrednio z ulicy do swoich pojemników czy naczyń. Nigdzie nie poniewierały się plastikowe śmieci. Może kiedyś trend eko dotrze też do Krynicy.

Wnętrze pijalni głównej

Na koniec dnia pozostało nam jeszcze zaliczyć krynicką gastronomię. Najpierw zahaczyliśmy o pijalnię czekolady Czekolada i Zdrój, w której wybór czekolad i kaw był przeogromny. Ja pokusiłem się o jakąś kawę z dodatkiem mocnego alkoholu i smakowało to nieźle, chociaż od razu żałowałem, ze w pijalni czekolady nie zamówiłem czekolady. Na większy posiłek wróciliśmy do okolic hotelu. Niedaleko Patrii znajduje się bowiem jedna z najbardziej popularnych łemkowskich restauracji, czyli Karczma Łemkowska Kłynec i można przeczytać o niej dużo pozytywnych opinii. Wystrój jest typowo karczmiany, co może trochę odstraszać, ale podobno te drewniany elementy pochodzą z oryginalnych łemkowskich domów. Co do menu, to dominują potrawy mięsne, ale i dla wegetarian coś się znajdzie. Polecamy szczególnie zupę z rydzów i piwo Łemkowskie Nikifor z browaru Pilsweizer z Grybowa. To ostatnie jest niedostępne w sklepach, o czym dowiedzieliśmy się w pobliskim monopolowym gdzie sprzedawczyni nas uświadomiła, że piliśmy bardzo reglamentowany trunek. Dostępnych albo tylko w samej karczmie, ale w co najwyżej w kilku restauracjach w regionie.

Jaworzyna i Muszyna

Następnego dnia mieliśmy już w planie spacer po górach. Początkowo czekała nas prosta droga na Jaworzynę, a potem mieliśmy zmienić kierunek na południe i dojść aż do Muszyny. Całość od samego hotelu prowadziła zielonym szlakiem. Po kilkunastu minutach wyszliśmy z ostatnich zabudowań Krynicy by zboczem Góry Krzyżowej dojść do dolnej stacji kolejki na Jaworzynę. Trochę kusiło żeby na górę wyjechać w kilka minut, ale jednak miał to być spacer, a nie wyjazd. W drodze na górę minął nas turysta w koszulce z krótkim rękawem. Był grudzień, tuż przed Bożym Narodzeniem, a gdy zaświeciło słońce wydawało się, że jest wiosna. W pewnym momencie i ja zdjąłem bluzę, co nieco kontrastowało z topniejącym śniegiem na stoku narciarskim i ubranymi w kurtki i czapki narciarzami. Krótki rękaw jako moda zimowa to jeszcze rzadkość i mam nadzieję, że tak zostanie.

Widok ze stoku Jaworzyny na wieżę widokową w koronie drzew

Zrobiliśmy krótki postój w schronisku PTTK na piwo i herbatę. Schroniska to miejsca, które uwielbiam za swój klimat i aż dziwne, że pierwszy raz miałem okazję nocować w jakimś dopiero w zeszłym roku w Pieninach. Coraz częściej jednak mam okazję spędzać w nich chwilę, bo coraz częściej wyjeżdżam w góry choćby na jeden dzień. I cieszę się, że mieszkając w Krakowie mam możliwość wyskoczyć w Beskidy, Pieniny, Gorce czy na Babią Górę i w Tatry.

Parę minut od schroniska zdobyliśmy szczyt Jaworzyny (1114 m n.p.m) i teraz czekało nas tylko zejście do Muszyny. Wpadliśmy w małą konsternację, bo na zejście planowaliśmy niecałe dwie godziny. To w końcu siedem kilometrów drogą w dół. Znak pokazywał jednak czas dojścia do Muszyny aż na trzy godziny. Za trzy godziny z hakiem to my mieliśmy ostatni pociąg do Krakowa. Zaczęliśmy iść coraz szybciej by zdążyć, a o tym żeby coś zjeść w Muszynie przestaliśmy nawet marzyć. Po pokonaniu jakieś połowy drogi w 40 minut doszliśmy do wniosku, że to chyba znak był zły i nie warto tak się spieszyć. Po czym chwilę później po raz drugi w tym roku skręciłem kostkę w górach. Wcześniej w czerwcu na ostatnim odcinku drogi do Krościenka, teraz też pod koniec drogi. Mimo to udało mi się kontynuować spacer szybkim tempem i dojść do pierwszych domów w Muszynie po ok. półtorej godziny od drogowskazu sugerującego czas dojścia na trzy godziny. Serio. Ktoś kto postawił ten znak na Jaworzynie szedł chyba tę trasę zygzakiem i na kolanach.

Droga między Schroniskiem PTTK a szczytem Jaworzyny

Jako, że w Muszynie mieliśmy jeszcze ponad godzinę do odjazdu pociągu, postanowiliśmy poszukać czegoś do jedzenia. Miejscowość wydawała się całkiem przyjemna. Przeszliśmy się bulwarami potoku Szczawnik obok Góry Zamkowej. Czyli mają tu jakieś ruiny zamku. Nie było jednak czasu zajrzeć. Za to na rynku znaleźliśmy otwartą pizzerię, dzięki czemu wsiedliśmy do pociągu najedzeni.

Co do samej podroży koleją uważam trasę do Krynicy jaką jedną z ciekawszych w Polsce. Za dnia można podziwiać piękne widoki gór, a podróżując nowoczesnym pociągiem Kolei Małopolskich czas aż tak bardzo się nie dłuży. A ma się co dłużyć, bo taka podróż zajmuje tylko godzinę krócej niż przejazd pendolino z Krakowa do Gdańska. Z tym, że tu nie wyjeżdżamy nawet poza granice województwa małopolskiego. Jednak komfort podróży jest o niebo lepszy od przejazdu szybszym autobusem. Oby więc udało się w przyszłości poprawić czas przejazdu, bo na trasie oprócz Krynicy i Muszyny są jeszcze inne piękne miejscowości, jak nieco zapomniany Żegiestów i popularna Piwniczna-Zdrój. Przejeżdżamy też przez Grybów, czyli miasto, w którym warzy się wspomniane piwo Nikifor, a także inne produkty browaru Pilsweizer. Mam nadzieję, że zachęciłem do wizyty w Krynicy-Zdroju i okolicznych górach. Warto.

22 grudnia 2019 r. w polskich górach

Oceny

  • Krynica-Zdrój 3***
  • Hotel Patria 4****
  • Góra Parkowa 3***

| Krynicę-Zdrój odwiedziliśmy w dniach 21-22 grudnia 2019 r.

| Więcej zdjęć z tej podróży na Google Zdjęcia

Może Ci się również spodoba

2 komentarze

  1. Michał J. pisze:

    Miłe wspomnienia wracają. Wiele razy byłem tam i zawsze mi się podobało, i w Krynicy i w Muszynie.
    Też szedłem zielonym szlakiem z Muszyny na szczyt, z tą różnicą że tam i z powrotem 🙂
    No i oczywiście kojarzę ta pizzerie w Muszynie na rynku, nazywa się bodajże Rzym.
    (PS. Ruiny zamku w tym miasteczku są całkiem ciekawe, warto tam pójść przy okazji jak będziesz w tamtych terenach)

    • Piotr Rokita pisze:

      No proszę, ja w Krynicy rzadko bywałem, ale w tym roku będzie znów okazja to zmienić i odwiedzić te miejsca może w lecie. Wtedy na pewno i na zamek znajdziemy czas.

      Tak, to była pizzeria Rzym, a na ścianach wisiały malowidła z włoskimi krajobrazami 🙂