Szkocja: Drumnadrochit nad Loch Ness

Loch Ness, Szkocja | Podróż 67, Wpis 79


Być w Szkocji i nie zajechać nad jezioro Ness? Nie godzi się. Chociaż w ciągu tych pięciu dni naszej szkockiej wyprawy z pewnością można było zaplanować wizytę w ciekawszych miejscach, to chcieliśmy z Martyną zobaczyć czy Nessie naprawdę (nie)istnieje i co w ogóle przyciąga ludzi w to miejsce.

Jeśli Nessie istnieje, to z pewnością ma spokojny żywot

Pierwsze co rzuciło się w oczy przy planowaniu wyjazdu nad Loch Ness to uboga oferta turystyczna. Oczywiście są jakieś Nessie Inn czy Loch Ness Hotel, ale ostatecznie szukając czegoś w rozsądnej cenie okazało się, że mamy do wyboru tylko dwie, góra trzy sensowne lokalizacje. Takie gdzie z jednej strony będzie można dojechać autobusem, a z drugiej nie zanudzimy się na śmierć, bo oprócz hotelu i widoku na jezioro nie będzie nic więcej. Wybraliśmy miejscowość o pięknej nazwie Drumnadrochit (teraz piszę tę nazwę już ręcznie, bez kopiowania, ale początkowo ciężko było ją nawet wymówić). Skąd ewentualnie można kojarzyć tę nazwę? Jeżeli ktoś jest fanem przygód Scooby’ego, to może pamięta ją z filmu „Scooby Doo i potwór z Loch Ness”. Akcja toczyła się bowiem właśnie w Drumnadrochit i pobliskim zamku.

Scooby Doo i Drumnadrochit

Kadr z filmu „Scooby Doo i potwór z Loch Ness”

Do Drumnadrochit dojechaliśmy autobusem Citylink z Fort William. To ten, na który lepiej kupić bilet z wyprzedzeniem, bo można po prostu nie wsiąść. Właśnie z tego powodu dojechaliśmy do centrum wioski tuż po godzinie 16:00, czyli ponad dwie godziny później niż planowaliśmy. Ale nie żałujemy. Było jeszcze parę godzin do zmroku, a przecież nie było tutaj zbyt wielu atrakcji. To po prostu idealne miejsce do odpoczynku i wyciszenia, zwłaszcza po ciężkim dniu spędzonym na zdobywaniu najwyższej brytyjskiej góry — Ben Nevis.

Scotland: Drumnadrochit, Loch NessTuż obok Drumnadrochit znajduje się zamek Urquhart. Pierwotnie to właśnie przy nim chcieliśmy wysiąść, zejść nad jezioro i spacerem udać się do miasteczka, ale z racji opóźnienia postanowiliśmy najpierw zostawić rzeczy w hostelu i dopiero udać się na długi spacer aż do samego zmierzchu. Trasa z miasteczka do zamku liczyła około trzech kilometrów, czasowo to jakieś 40 minut. Po drodze mijaliśmy pastwiska, stadninę koni, pastwiska i jeszcze kilka pastwisk. Nigdzie nie było jednak zejścia nad samo jezioro, ale to akurat na razie nas nie dziwiło bo miejscowość na D. nie leży wcale nad samym Loch Ness, tylko przy ujściu rzek Enrick i Coiltie, które tworzą rozlewisko nienadające się do zamieszkania i stąd to przesunięcie wgłąb lądu.

Scotland: Drumnadrochit, Loch Ness

Zamek Urquhart, by dojść bliżej trzeba zapłacić i zdążyć przed 17.

Doszliśmy w końcu do upragnionego zejścia przy zamku i… tutaj miejsce na kilka niecenzuralnych słów. Wejście na zamek było płatne, o czym akurat wiedzieliśmy, ale nie chcieliśmy przecież iść na zamek. Liczyliśmy jedynie na wypicie piwa przy zamku i może zamoczenie stopy w wodach Loch Ness. Co nas i paru innych turystów zdziwiło to to, że płatne i zamykane już od 17:00 jest także całe otoczenie zamku. Nie chce tutaj przywoływać stereotypów o Szkotach, ale trudno mi zrozumieć pozaekonomiczne przesłanki zamknięcia tak dużego terenu. Zwłaszcza, że jak sprawdziliśmy, miejsc w których można dotrzeć do tafli jeziora jest naprawdę mało. To tak jakby zamykać na noc nie tylko Wawel, ale i całe bulwary wiślane. Nessie — jeżeli jest — naprawdę może liczyć na wiele spokoju. I mam nadzieję, że to właśnie skłoniło władze do takich decyzji.

Drumnadrochit — lunapark pod szyldem Nessie

Skoro nie udało nam się zejść koło zamku, musieliśmy znaleźć inne miejsce do konsumpcji piwa nad jeziorkiem. Tak się okazało, że nawet to miejsce widzieliśmy oddalone o jakiś kilometr od nas, ale przejście drogą zajęło nam już ponad pięć kilometrów, z czego trzy to powrót do Drumnadrochit. Miejsce było bowiem dokładnie po jego drugiej stronie, za ujściem rzek. Znów szliśmy wzdłuż pastwisk, owiec, krów i koni. Przeszliśmy przez całą miejscowość, która była wioską z kilkoma hotelami, restauracjami i całą komercją związaną z Nessi. Było też muzeum, jakieś centrum zabaw, parę sklepików z pamiątkami i sporej wielkości pomnik stwora. Po czym znów nastał krajobraz pastwisk. Na szczęście spotkaliśmy tam sympatyczne krowy z grzywą, czyli szkocką rasę wyżynną.

Scotland: Drumnadrochit, Loch Ness

Nessieland, czyli lunapark dla turystów

Scotland: Drumnadrochit, Loch Ness

Krowa

Miejscem, w którym dało się zejść do samej wody była przystań. Po części zajmowana przez tamtejszy WOPR, a po części przez prywatne łodzie. Na betonowym pomoście znaleźliśmy kilka ławek i stołów przeznaczonych do konsumpcji. Już w Fort William kupiliśmy z Martyną  dwie sztuki szkockiego piwa przeznaczonych na ten wieczór i cały czas nosiliśmy je ze sobą. Teraz w otoczeniu jachtów i szkockich emerytów spędzających wolny czas na wodach Loch Ness usiedliśmy wypatrując Nessi. Nie było nam dane jej zobaczyć, ale i tak spędziliśmy przyjemny wieczór.

Scotland: Drumnadrochit, Loch Ness

Przystań nad Loch Ness

Wróciliśmy po zmroku do miasteczka, powoli rozglądając się za czymś do jedzenia. Trafiliśmy na jedną otwartą restaurację, w której niestety wszystkie stoliki były już zajęte i bez rezerwacji nie mieliśmy co marzyć o zaspokojeniu głodu. Na szczęście obok działał pub z food-truckiem. Co można zamówić jako uliczne jedzenie na szkockiej prowincji? Na przykład wegetariańskie haggis. Na serio myśleliśmy, że w Szkocji będzie problem z wegetariańskimi potrawami, ale jest wręcz przeciwnie, są one tam powszechne. Nawet narodowa potrawa z owczych podrobów doczekała się wersji bezmięsnej. Martyna spróbowała więc wegehaggisa, a ja skusiłem się na wersję mięsną. Naprawdę nie jest to aż tak odrażające, jak można sobie wyobrazić. Zapach był intensywny, ale poza tym w smaku przypominało trochę gołąbki.

Inverness — duże miasto w okolicy, ale nie nad samym jeziorem

Nazajutrz, po noclegu w samoobsługowym 1 Lochness Hostel, który według nazwy był chyba pierwszym hostelem w Drumnadrochit, udaliśmy się do największego miasta w regionie, czyli Inverness. Chociaż było ono oddalone tylko o jakieś trzydzieści minut jazdy, nie zdecydowaliśmy się tam nocować, bo po pierwsze nie leży nad Loch Ness, a po drugie bez samochodu mielibyśmy problem, by dotrzeć tam wieczorem. W Inverness spędziliśmy jakiejś półtorej godziny. To takie typowe miasto z zamkiem, główną ulicą, czyli High Street i wielką katedrą. Zrobiliśmy kilka zdjęć i usiedliśmy na śniadanie w kawiarni, a właściwie to jak na warunki brytyjskie — herbaciarni. Mieli tak dobre herbaty, że Martyna zakupiła kilka paczek do domu. W dodatku serwowali niezłe bajgle. Gdyby ktoś był zainteresowany to miejsce nazywało się Blend. W końcu wsiedliśmy w zatłoczony pociąg i skończyliśmy etap przyrodniczy naszego wyjazdu i udaliśmy się na południe, do Edynburga.

Scotland: Inverness

Inverness

Czy warto jechać nad Loch Ness? Myślę, że tak. Po prostu dla zabawy, bo widoki na pewno znajdziecie lepsze w innych miejscach Szkocji. Mam tylko nadzieję, że masowa turystyka nie dokona tam jeszcze większych zmian i brzeg jeziora nie zamieni się w wielką promenadę pełną restauracji serwujących steki z Nessi.

Oceny

  • Loch Ness — 3***

| Nad Loch Ness byliśmy w dniach 15-16 września 2018 r.

| Więcej zdjęć z tej podróży na Flickr

Może Ci się również spodoba