Jordania: Amman idealny na jeden dzień

Amman, Jordania | Podróż 71, Wpis 89


Po odwiedzeniu chyba wszystkich najważniejszych miejsc w Jordanii, zwróciliśmy auta w lotniskowej wypożyczalni i czekały nas teraz dwa noclegi w Ammanie. Wybraliśmy hotel o nieco dziwnej nazwie 7Boys, jego atutem miała być lokalizacja — w pobliżu przystanku lotniskowego autobusu i całkiem niedaleko centrum miasta. Tak w ogóle, patrząc na mapę Ammanu trudno zlokalizować jakieś konkretne centrum, czy stare miasto, więc za punkt odniesienia uznaliśmy okolice największych atrakcji miasta, czyli cytadeli i rzymskiego amfiteatru.

Transport w Ammanie, czyli wiem, że nic nie wiem

Przejazd autobusem z lotniska to miała być nasza pierwsza przygoda z transportem publicznym w Jordanii i jak się potem okazało ostatnia. Autobus do miasta organizuje firma Sariyah i poza nią można liczyć jedynie na taksówki i prywatne transfery. Zgodnie z planem i rozkładem jazdy mieliśmy wysiąść na rondzie Dakhliya, jednym z dużych rond zwanych tu jako „circle”. Kierowca autobusu powiedział nam jednak, że z walizką można wysiąść tylko w dwóch miejscach na Siódmym Rondzie (7th Circle) i na dworcu północnym (zwanym też jako Tabarbour Bus Terminal), bo oczywiście walizek nie mogliśmy zabrać do środka, tylko musiały zostać w luku. Obie lokalizacje były oddalone do hotelu o jakieś trzy do pięciu kilometrów, a od centrum miasta jeszcze dalej. Czy to nie dziwne, że jedyny autobus z lotniska nie wysadza większości turystów na przystankach blisko centrum? — zastanawialiśmy się podczas jazdy. Ostatecznie widząc liczbę taksówkarzy oczekujących na dworcu północnym nasze zdziwieniu zamieniło się w podejrzenie pewnej zmowy. Absurdu całej sytuacji dodał jeszcze fakt, że utknęliśmy w gigantycznym korku, podczas przejazdu autobusem na odcinku najbliżej centrum miasta. Kierowca zatrzymał się na przystanku, na którym pierwotnie chcieliśmy wysiąść, ale wysiadali tylko pasażerowie bez bagażu, czyli głównie Jordańczycy. Zanim ponownie autobus włączył się do ruchu, bylibyśmy w stanie wyciągnąć nasze bagaże kilkukrotnie.

Amman

Takie widoki w centrum miasta

Na dworcu północnym czekały nas negocjacje ceny z taksówkarzami. Za przejazd czterech kilometrów padła pierwotnie kwota 10 JOD, czyli ponad 50 złotych. Skończyło się na połowie tej kwoty. Musieliśmy wziąć dwie taksówki, więc wyszło jakieś 10 złotych na osobę. Potem dowiedzieliśmy się, że taki kurs powinien kosztować dwa dinary i tyle też pokazywała aplikacja Uber. Taksówkarze w Ammanie pokazali, że wszelkie ubery i im podobne firmy mogą mieć w tym kraju świetlaną przyszłość, bo sami byśmy skorzystali gdyby nie gigantyczne koszty roamingu danych. Czas jednak skończyć niemiłe przygody i przejść do fazy poznawczej miasta.

Znów ciężko było znaleźć falafel

Okolica hotelu była pełna sklepików, za to uboga w gastronomię. Przeszliśmy jakieś pół kilometra w stronę centrum, wkraczając w dzielnicę nowoczesnych drapaczy chmur i nowiutkiego centrum handlowego. No cóż, była to jedyne miejsce z gastronomią, ale na szczęście oferowali coś poza McDonaldem i KFC. Sam chciałem spróbować fast foodu libańskiego. W menu mieli móżdżki, które sobie nawet zamówiłem, ale po chwili okazało się, że już się skończyły i muszę zadowolić się czymś bardziej pospolitym. Po kolacji wróciliśmy do hotelu zrobiwszy jeszcze zakupy w sklepie o takiej samej nazwie jak hotel, czyli 7Boys Market. Siedmiu chłopaków para się najwyraźniej wieloma biznesami.

Amman starożytny, cześć pierwsza: cytadela

Następny dzień w całości poświęciliśmy na zwiedzanie miasta. Jako, że nie liczyliśmy na żaden transport czekała nas długa wędrówką. Najważniejszym i pierwszym punktem w planie była cytadela. Idąc typową beżową ulicą Ammanu w końcu dotarliśmy do niezbyt czystego skweru, ogrodzonego i z ruinami jakichś starych budowli, musiała więc być to już część cytadeli. Poszliśmy dalej ścieżką wzdłuż muru i po parunastu metrach znaleźliśmy takie boczne, niezbyt oficjalne wejście. Gdyby ktoś miał wątpliwości, to i tak ze względu na posiadanie Jordan Passów weszlibyśmy do cytadeli za darmo, a jak się okazało później wejście główne było zupełnie z innej strony.

Cytadela jest bardzo przyjemnym miejscem bez natłoku turystów. Można tam obejrzeć zabytki równie stare co te w Petrze. Miejsca są bardzo fotogeniczne, zwłaszcza przy takiej pogodzie jaką my mieliśmy, czyli lekko deszczowej. Na terenie cytadeli znajduje się też małe muzeum archeologiczne, które nie przechodziło żadnego remontu chyba od lat osiemdziesiątych, jak nie wcześniej. Za to obsługa muzeum, wręcz zmusza gości do wypełnienia ankiety z pytaniami tak absurdalnymi, że trudno na nie odpowiedzieć na poważnie. Przykładowo zapytano o to, czy pracownicy są odpowiednio ubrani, albo czy uważamy, że tutejsza kultura miała istotny wpływ na losy świata. Bez doktoratu z archeologi i wiedzy o arabskiej modzie lepiej nie odpowiadać. Tak, czy siak muzeum warto zobaczyć, gdyż prezentowane są tam naprawdę ciekawe i unikatowe zabytki, również z Petry.

Cytadela Amman

cytadela Amman

cytadela amman

Jeszcze jedna ciekawostka odnośnie cytadeli. Parę miesięcy przed naszym pobytem w Ammanie trafił w  moje ręce magazyn krakowskiego lotniska, w którym opisywano Amman. Stolica Jordanii była tam przedstawiona jako bardzo ciekawe miasto, a moją uwagę przykuło zdjęcie dłoni z posągu Herkulesa. Dłoń wyglądała na zdjęciu na gigantyczną, więc pomyślałem, że z pewnością znajdziemy ją bez problemu. Szukaliśmy więc, szukaliśmy… i w końcu przy wyjściu z muzeum archeologicznego ukazała się mała, może maksymalnie półmetrowa dłoń. Jedyne co przyszło mi do głowy to zrobić zdjęcie tak by wygląda na znacznie większą. Oprócz tej dłoni w cytadeli jest też parę kolumnad, cysterna (czyli zbiornik na wodę) oraz parę innych budowali, a ze wzgórza rozciąga się przepiękny widok na miasto.

Cytadela dłoń amman

Dłoń Herkulesa

Amman starożytny, część druga: amifteatr

Skoro już przy starożytnych zabytkach jesteśmy, to wprost z cytadeli udaliśmy się do drugiego najbardziej znanego zabytku w mieście, czyli rzymskiego amfiteatru. Tam również można wejść na Jordan Pass za darmo. Oprócz możliwości wdrapania się na sam szczyt widowni, na terenie obiektu znajduje się tez muzeum etnograficzne (Jordan Museum of Popular Traditions) prezentujące stroje i kulturę ludową Jordańczyków. Nie mieliśmy napiętego planu na ten dzień, więc i to muzeum chętnie zobaczyliśmy, zwłaszcza przy deszczowej pogodzie.

Teatr Rzymski Amman

Natomiast i tak największe wrażenie robi sam amfiteatr. Część kamieni, z których zbudowano stopnie i siedziska uległa już sporej erozji, więc czasem trzeba uważać przy schodzeniu. Będąc na górze zaimponowało mi, że widzowie w górnych rzędach słyszeli aktorów bez żadnego nagłośnienia. Chyba, że sprzedawali te miejsca z adnotacją „ograniczona słyszalność”. Na koniec, podobnie jak większość odwiedzających to miejsce Jordańczyków, zrobiliśmy sobie zdjęcie z widokiem na miasto w tle. Całe zwiedzanie łącznie z muzeum zajęło nam chyba mniej niż pół godziny.

Amman gwarny i współczesny

Nasze plany na zwiedzanie nie obejmowały już nic szczególnego. Okolice amfiteatru to tłoczne i gwarne ulice, pełne sklepików z różnorakim asortymentem. Znaleźliśmy też punkt ze świeżo wyciskanym sokiem z grantów, a ten rarytas pamiętaliśmy jeszcze z wyjazdu do Izraela, gdzie na jerozolimskim starym mieście serwowano go na każdym kroku. Zasmakowaliśmy w nim i gdy zdarza się okazja go spróbować, nie zastanawiamy się zbyt długo. Niestety butelkowany sok ze sklepu nie smakuje już tak samo, jak ten świeżo wyciśnięty. W sklepiku obok Bogumił zamówił sok z trzciny, spróbowaliśmy i okazał się równie pyszny, więc następnym razem będziemy szukać obu napojów.

sok granatów amman

W tym kubku jest sok z granatów

Przewodniki opisywały w tej okolicy jedną popularna atrakcję — Tęczową Ulicę (Rainbow Street)  — taką przyjazną przestrzeń, trochę w europejskim stylu. Było tam mnóstwo restauracji, kawiarni i barów. I my przy tej ulicy zjedliśmy bardzo dobre jedzenie bardziej w formie street-foodu niż restauracji. W środku zasiadali tubylcy, więc musiało być to dobre miejsce. I tak było, jedliśmy coś w formie zawijanego kebaba w cieście. W międzyczasie planując co dalej, sprawdziliśmy że jesteśmy w miarę blisko Muzeum Jordańskiego, które mogło być jeszcze otwarte.

Amman nieco mniej przyjazny

Tęczowa ulica położona jest na wzgórzu, a Muzeum Jordańskie u jego podnóża. Czekała więc nas droga w dół i nieciekawy powrót. Już z daleka widzieliśmy dwa gmachy, z których jeden musiał być Muzeum Jordańskim, a drugi okazał się być budynkiem urzędowym. Po zejściu ze wzgórza miedzy nami a budynkami znajdowała się szeroka kilku pasmowa droga bez żadnego przejścia. Wszyscy przebiegali, więc i my też. Obeszliśmy gmach muzeum chyba od każdej strony szukając wejścia, aż w końcu ukazało nam się coś co w założeniu miało być reprezentacyjnym otoczeniem przed wejściem do gmachu. Muzeum było niestety zamknięte, a cały — całkiem nowy plac — śmierdział pewną cieczą i wyglądał jak miejsce, którego lepiej unikać. Szkoda, że w tym kraju mało co uchroni się przed śmieciami i brudem…

Pozostało nam więc wrócić do hotelu, a mieliśmy przed sobą jakieś cztery kilometry, głównie pod górę. Przejście zajęło nam około godziny, bo ammańskie drogi nie są oczywiste i np. schody mogą prowadzić donikąd. Tak czy siak przeszliśmy przez trochę tego prawdziwego Ammanu, strasznie nieprzyjaznego pieszym, podporządkowanego tylko ruchowi samochodowemu. Z wysokimi krawężnikami. Z wąskimi chodnikami. Po kilkudziesięciu minutach udało nam się dojść do odwiedzonego dzień wcześniej centrum handlowego, gdzie poczuliśmy, że jesteśmy w domu, czyli w hotelu. Weszliśmy jeszcze do pobliskiego sklepu z alkoholem i żeby uczcić ostatni wieczór kupiliśmy butelkę wina. Choć kosztowała z jakieś 70 zł to i tak był to jeden z tańszych trunków. gdyż nawet puszka piwa Amstel kosztowała około 15 zł. Pogawędziliśmy trochę ze sprzedawcą, który był chrześcijaninem, dlatego mógł przynajmniej opowiedzieć jak dane alkohole smakują. Jordańskie wino było bardzo dobre, chociaż gdybym w Polsce wydał tyle za butelkę to oczekiwałbym fajerwerków.

No to wracamy

Zniesmaczeni tym jak wygląda publiczny transport na lotnisko i przerażeni wizją skorzystania ponownie z tutejszych taksówek, postanowiliśmy zamówić lotniskowy transfer w recepcji hotelu. Cena była taka sama jak na wszystkich stronach oferujących takie usługi. Zapłaciliśmy dzień przed odjazdem recepcjonistce, która ogarnęła cały temat i w sumie nie dostaliśmy żadnego pokwitowania. Obyło się jednak bez problemów i transport się pojawił, gorzej było tylko z jakością. Około czterdziestominutową podróż mieliśmy spędzić w śmierdzącym papierosami starym dostawczaku przystosowanym do przewozu ludzi. Nie jest to wymarzony środek transportu, a w dodatku kierowca zachowywał się jakby wczoraj zdobył prawo jazdy. Na szczęście dojechaliśmy cali.

Stolica Jordanii, może sprawiać wrażenie nieciekawego miasta, zwłaszcza w porównaniu do innych jordańskich atrakcji. Jednak ten czas spędzony w Ammanie pokazał nam dużo więcej prawdziwego życia w Jordanii, niż wizyty na pustyni, w Petrze czy nad Morzem Martwym.

My na szczycie amfiteatru

Oceny

  • Amman 3***
  • Cytadela 4****
  • Teatr Rzymski 3***

| Amman odwiedziliśmy w dniach 6-8 lutego 2019 r.

| Więcej zdjęć z tej podróży na Google Zdjęcia

Może Ci się również spodoba

2 komentarze

  1. Michał J. pisze:

    No i w końcu wpis o prawdziwej Jordanii. Zobaczyliście jak naprawdę wygląda świat arabski, a nie jakieś morza martwe, Petry, Akaby, Srakaby 🙂 3B: Beton, Brud, Bałagan.

    PS. Która to już stolica opisana na tym blogu? 🙂

    • Piotr Rokita pisze:

      Ciekawa alternatywa dla 3S, ale coś w tym jest. Amman nie wpisuje się w ramy typowego celu turystyki.

      Prawdę mówiąc nie liczyłem tych stolic, a trochę ich było. Ostatnio nawet nie pamiętam ile to krajów odwiedziłem, a zbliża się nowy na liście 😉