W Polskę jedziemy: niedoceniana Łódź
Łódź, Polska | Podróż 73, Wpis 91
Wybrałem się do Łodzi, z czystej potrzeby pojechania gdziekolwiek. Po raz ostatni byłem tu jakąś dekadę temu i widziałem jedynie centrum handlowe Manufaktura i fragment ulicy Piotrkowskiej, a przecież miasto musi mieć o wiele więcej do zaoferowania. Poza tym chciałem sprawdzić, czy Łódź rzeczywiście jest taka brzydka i nieciekawa, jak w krążących o niej opiniach…
Pierwsze wrażenie na duży plus
Do Łodzi pojechałem pociągiem, tuż po pracy, bo jak się okazało z Krakowa można tam dotrzeć w trzy i pół godziny. Na nowym dworcu Łódź Fabryczna pojawiłem się około 22:00. Było pusto, większość pasażerów wysiadła na wcześniejszej stacji, więc w tej gigantycznej hali dworca było tylko kilkanaście osób, a ostatnia kawiarnia właśnie się zamykała. Na ogół dworce widuję zatłoczone, a tu cały gmach był praktycznie tylko dla mnie, więc delektowałem się tym widokiem parę minut zanim wyszedłem na miasto. Za parę lat dworzec może nie być już taki pusty, bo pod centrum miasta budowany jest tunel kolejowy łączący Fabryczną z linią kolejową, którą przejeżdżają pociągi z północy na południe Polski.
To co rzuca się w Łodzi od pierwszego wejrzenia to wszechobecne murale. Miasto od lat odwiedzają artyści z całego świata i efekty ich pracy widać już niedaleko dworca, gdzie znajduje się dzieło brazylijskiego artysty Eduardo Kobry — Mural z Arturem Rubinsteinem, znakomitym polskim pianistą. Spacerując w stronę Piotrkowskiej trafiłem na woonerf, czyli ulice budowane w takim sposób by uspokoić ruch i poprawić bezpieczeństwo. W Polsce to właśnie Łódź jest prekursorem tego rozwiązania, a ja z Krakowa patrzę na to z zazdrością, bo wciąż nie możemy się doczekać na pierwsze takie rozwiązanie. Idąc w ciemno, przeszedłem ulicę Traugutta i w końcu znalazłem się na najdłuższej ulicy śródmiejskiej w Polsce. Piotrkowska, bo o niej mowa, ze swoją aleją gwiazd, była tej nocy pełna życia. Otwarte bary, puby, żabki i inne restauracje sprawiły, że przestało mi zależeć na szybkim dotarciu do hotelu, wolałem chłonąć tę atmosferę.
Idąc Piotrkowską dotarłem do zadaszonego przystanku tramwajowego na al. Mickiewicza. To również ciekawe rozwiązanie, bo zamiast stawiać kilka małych wiat postanowiono zabudować cały przystanek. I to wszystko w ciekawej formie i kolorystyce, a przy okazji całej przebudowy usunięto przejście podziemne i wytoczono nowe na jezdni. Dzięki temu zrobiło się bardziej przyjemnie i bezpiecznie. Tego wieczoru musiałem już kończyć spacer, bo mój hotel, czyli ibis, znajdował się tuż obok.
Księży Młyn, czyli taki łódzki Nikiszowiec
Kiedy zbierałem informacje o tym co zobaczyć w Łodzi, usłyszałem o Księżym Młynie. To dawna dzielnica fabryk i osiedli przyfabrycznych, która teraz odzyskuje nieco blasku. Wybrałem się więc tam z samego rana. Przywitał mnie peron kolejowy i fragment torów, po którym jednak żaden pociąg nie jeździ, gdyż szyny urywają się z obu stron po kilkudziesięciu metrach. Tuż obok tej niby-stacji zatrzymałem się na kawę w cukierni Maison a.s. Mają świetne czekoladki, pyszną kawę i sprawili mi sporą przyjemność tego poranka. Nie spodziewałem się zastać tu tak wykwintnego lokalu, w dodatku z rekomendacją przewodnika kulinarnego Gault&Millau.
Księży Młyn to wciąż przede wszystkim normalne osiedle mieszkaniowe. Większą część zajmują tu tzw. famuły, czyli budynki wielorodzinne. Coś jak śląskie familoki, stąd też moje porównanie do Nikiszowca w nagłówku. Na wielu budynkach jest tabliczka z zakazem fotografowania, najwidoczniej turyści zaczynają już doskwierać mieszkańcom. Podobno są zabiegi o wpisanie dzielnicy na listę UNESCO, co z jednej strony cieszy, z drugiej martwi. Miło, że Łódź zostanie wyróżniona, gorzej, że wiele miejsc wraz z wpisaniem na tę listę zaczyna tracić swój urok. Dlatego spieszcie się odwiedzać Księży Młyn, póki wisi tam pranie, dzieci bawią się na trzepakach, a auta parkują na klepisku. Za parę lat to wszystko może to zniknąć zastąpione drogimi loftami i mieszkaniami pod wynajem dla turystów.
Centrum się budzi
Wróciłem spacerem do centrum miasta. Uwielbiam takie błąkanie się bez celu, bo dzięki temu poznaję prawdziwe oblicze danego miejsca. Łażąc po Widzewie widać, że Łódź jednak ma sporo problemów i ciężko uznać je za piękno miasto sukcesu, zresztą jak wiele, jeżeli nie większość, polskich miast i miasteczek. Da się jednak zauważyć, że są pomysły i nowe inwestycje. Gdybym miał więcej czasu odwiedziłbym Centrum Nauki i Techniki EC1, które powstało w miejscu dawnej elektrociepłowni. Znajduje się ono tuż obok dworca Fabryczna, a cała okolica nabiera już nowego charakteru, bowiem zamiast fabrycznej mamy tu Łódź biurową.
W centrum Łodzi spodobały mi się szczególnie stare wieżowce. Jest tu całkiem sporo budynków ok. 15 — 20-piętrowych, jak Wieżowiec Centrali Tekstylnej z lat 50. Jest też parę innych budynków z późniejszych lat, często ze współczesną elewacją. To niewątpliwie dodaje wielkomiejskiego charakteru Łodzi. Na koniec swojej wędrówki pooglądałem kolejne murale, które są tu naprawdę na każdym kroku i odwiedziłem inny świetny przykład sztuki ulicy. Pasaż Róży to dzieło Joanny Rajkowskiej. Artystka wyłożyła ściany jednego z podwórek przy Piotrkowskiej fragmentami połamanych luster. Taka lustrzana mozaika robi niesamowite wrażenie w słoneczny dzień, gdy wszystko wręcz błyszczy. Będąc na Piotrkowskiej zrobiłem sobie jeszcze zdjęcie z Misiem Uszatkiem, którego pomnik znajduje się przy tej ulicy i tym spotkaniem pożegnałem się z Łodzią wyruszając w drogę powrotną, pociągiem do Sosnowca. To inne miasto o złej opinii, które może kiedyś opiszę na blogu.
Łódź oczywiście jest o wiele większa, niż udało mi się przez ten dzień zobaczyć, więc mam nadzieję, że przy kolejnej okazji wrócę na dłużej. Bo Łódź jest tego warta i z pewnością nie zasługuje na złe opinie.
Oceny
- Księży Młyn 4****
| Łódź odwiedziłem w dniach 18-19 kwietnia 2019 r.
| Więcej zdjęć z tej podróży na Google Zdjęcia
Ten zadaszony przystanek to Zajezdnia Jednorożców 😀 I tak, to dobry pomysł – w Krakowie widziałbym takie rozwiązania w paru miejscach, chociaż nie koniecznie aż tak pstrokate.
Łódź jest świetna, ale mniej więcej tak świetna jak zaniedbana. Kilka tygodni temu był news o zawaleniu się jakiejś kamienicy, która była pustostanem i przylegała do innej, takiej samej. Spojrzałem na zdjęcia z katastrofy i 'wow, przechodziłem obok nich, mam je na zdjęciach… oh, wait, to inne’. Bo w Łodzi jest mnóstwo rozpadających się XIX-wiecznych kamienic. I to boli.
Niestety, wiele polskich miast jest w tragicznym stanie. Łódź miejscami przypominała Bytom, gdzie w samym centrum jest mnóstwo rozpadających się kamienic, często nawet zabytkowych. Wychodząc z dworca Łódź Fabryczna w stronę Widzewa można przenieść się szybko do innego świata. Z jednej strony nowy gmach dworca, biurowce i centrum nauki, a paręset metrów dalej przy rozpadających się kamienicach stoi wiata przystankowa z blachy falistej, w które śpi bezdomny. 🙁