Trzy hiszpańskie stolice w dwa dni

  Wyspy Kanaryjskie i Madryt, Hiszpania | Podróż 91, Wpis 118


Moja próba wyjścia na Teide od poziomu morza, zakończyła się fiaskiem, lub też najwyżej połowicznym sukcesem. Przecież nie umarłem w trakcie zdobywania szczytu. Jednak cały wyjazd na Kanary nie skupiał się tylko na Teide i jeszcze czekało mnie kilka ciekawych miejsc do odwiedzenia. Konkretne miałem do odwiedzenia jeszcze trzy miasta, trzy stolice i wszystkie w Hiszpanii.

Stolica Teneryfy i jedna z dwóch stolic Wysp Kanaryjskich

Czego nie wiedziałem przed wyjazdem na Kanary, to że region ma dwie stolice. Wiedziałem jednak, że Teneryfa jest największą wyspą archipelagu, a stolicą Teneryfy jest Santa Cruz de Tenerife. Jednak to Las Palmas na Gran Canarii jest największym miastem i drugą stolicą regionu.

Auditorio de Tenerife

Mercado de Nuestra Señora de África

Urodzinowe tapas

W dniu moich urodzin i dzień po próbie wyjścia na Teide czekała mnie wizyta w tej mniejszej stolicy wysp. Przyjechałem autobusem z Puerto de la Cruz, gdzie nie musiałem zbyt daleko iść na przystanek i po wyjściu z autobusu na dworcu w Santa Cruz pomyślałem, że wciąż nie chce mi się za dużo chodzić. Czułem ciągle te czterdzieści kilometrów w nogach. Poszedłem więc pobliską halę koncertową. Auditorio de Tenerife to gmach projektu Santiago Calatravy, znanego hiszpańskiego architekta, którego projekty są dość charakterystyczne. Białe, strzeliste budowle czy mosty widziałem już w Lizbonie, Sewilli czy Malmö. I tym razem nie miałem problemu z rozpoznaniem czyje dzieło mam przed sobą. Tuż przy audytorium znajdowała się mała twierdza z XVII wieku. Poszedłem ją zobaczyć, ale niestety tylko z zewnątrz. Byłem jednak nad samym brzegiem i morski wiatr miło ochładzał mnie gdy przysiadłem na murze.

Centrum miasta znajdowała się jednak w przeciwną stronę niż szedłem. Jako, że robiłem się powoli głodny, postanowiłem zawrócić. Przypadkiem trafiłem na prawie stuletnią halę targową. Mercado de Nuestra Señora de África, czyli z hiszpańskiego Rynek Matki Boskiej Afrykańskiej, kryło w sobie nie tylko stragany ze świeżymi warzywami, owocami i rybami, ale i stoiska gastronomiczne z tapas. Zamówiłem małe rybki z dodatkiem oliwy i lokalne wino. Nie był to duży posiłek, ale na taką pogodę wystarczający.

Największa katastrofa lotnicza

Popołudniem miałem lecieć na Gran Canarię. Tym razem z lotniska Tenerife-Norte, zwanego też Los Rodeos, które znajdowało się bliżej Santa Cruz de Tenerife, lecz było dużo mniejsze od lotniska Tenerife-Sur. I właśnie ta wielkość lotniska przyczyniła się pewnego marcowego dnia do największej katastrofy w historii lotnictwa cywilnego. W 1977 roku, jeszcze przed oddaniem drugiego portu lotniczego na Teneryfie, z powodu zamknięcia lotniska na Gran Canarii przekierowano do Los Rodeos dwa ogromne Boeingi 747. Jeden holenderskich linii KLM, drugi amerykańskich Pan Am. Port był tak nieprzygotowany do obsługi takich samolotów i gdy jeden z samolotów zaczął tankować paliwo, zablokował możliwość startu drugiemu. Spowodowało to spore opóźnienie, a gdy w końcu samolot KLM skończył tankować oba samoloty ruszyły w stronę pasa startowego. Pech chciał, że problemy w komunikacji, mgła oraz wielkość lotniska sprawiły, że startujący KLM wjechał wprost w maszynę Pan Am, która wciąż kołowała po pasie startowym. Zginęły 583 osoby.

Do samolotu i po kilkunastu minutach byłem na Gran Canarii

Pomnik ofiar znajduje się na jednym ze wzgórz w pobliżu lotniska. Nie miałem jednak siły by tam podejść. Dzisiaj lotnisko Los Redeos obsługuje w sporej mierze ruch lokalny i krajowy. Bo połączeń lotniczych wewnątrz Wysp Kanaryjskich jest naprawdę sporo i przykładowo mój lot na Gran Canarię był jednym z kilkunastu tego dnia. Myślę, że dla części ludzi jest to środek dojazdu do pracy, a bilety dla mieszkańców są o wiele tańsze niż dla turystów. Nie trzeba pojawiać się na lotnisku na dwie godziny przed lotem, wystarczy kilkanaście minut. Wejście na pokład trwa kilka minut, a samoloty parkują tuż przy terminalu.

Druga stolica Wysp Kanaryjskich

Po kilkunastu minutach lotu mój samolot kołował już po płycie lotniska Gran Canaria. Po kilkudziesięciu minutach jazdy autobusem byłem już w Las Palmas de Gran Canaria, największym mieście Kanarów i drugiej stolicy prowincji Wysp Kanaryjskich. Jednego dnia odwiedziłem więc obie stolice. Chociaż miasta nie są jakieś ogromne (Santa Cruz zamieszkuje nieco ponad 200 tys. mieszkańców, a Las Palmas 380 tys.), to zdecydowanie w tym drugim dało się odczuć wielkomiejską atmosferę. Ogromne ulice, wręcz autostrady w centrum, biurowce i mnóstwo autobusów. Do pełni szczęścia brakowałoby jeszcze tramwajów, ale to o dziwo mniejsze miasto posiada system transportu szynowego. Na Gran Canarii tramwaj funkcjonował przed II Wojną Światową, ale w ostatnich latach proponowano powrót do tego środka transportu. Na razie bezskutecznie.

Wieczorem wyszedłem w okolice mojego noclegu, by poświętować moje urodziny. Pomyślałem, że nie będę przejmował się budżetem, a wejdę tam gdzie akurat mi się spodoba. Trafiłem na burgerownie, słynącą z jakiejś lokalnej odmiany mięsa. Pomyślałem, że mam ochotę na burgera, do tego piwo i frytki. Nie wyszło nawet tak drogo, bo koło 15€. Ale jak pisałem w poprzednim wpisie, Kanary mnie pozytywnie zaskoczyły cenami.

Miasto plaży i skał

Następnego dnia miałem już zaplanowany lot do Madrytu, a moja podróż powoli dobiegała końca. Koło południa pojechałem jeszcze do centrum miasta, w pobliżu pięknych plaż. Jako, że spałem kilka kilometrów dalej musiałem więc podjechać autobusem. Na Teneryfie miałem pożyczoną kartę, którą tylko doładowywałem w automacie, a kwota 5€ wystarczyła mi na cały wyjazd. Na Gran Canarii pomyślałem, że zakup biletu też nie może być trudny. Jednak mimo, że byłem na sporej pętli z kilka peronami, nigdzie nie było żadnego automatu. W końcu podjechał mój autobus, więc zostało mi kupić bilet wewnątrz. Wsiadłem pierwszymi drzwiami i zapytałem czy mogę kupić bilet i zapłacić kartą. Okazało się, że nie, ale pani prowadząca ten autobus znalazła na to rozwiązanie. Wyciągnęła z torebki swój bilet i odkliknęła mnie, przez co miałem niespodziewanie darmową podróż. Czy była to podróż na gapę? Do dzisiaj nie jestem pewien.

Plaża w Las Palmas

W centrum od razu obrałem na cel skały znajdujące się na północy, na cyplu przylegającym do miasta. Gdybym miał więcej czasu obszedłbym cały cypel, ale teraz tylko dotarłem do kilku punktów widokowych. Mimo, że centrum znajdowało się dość blisko, nie było tu wielu osób. Gdybym miał spędzić więcej czasu w Las Palmas, na pewno tutaj chodziłbym na plażę. Byli tu tylko pojedynczy plażowicze, a ze skał roztaczały się piękne widoki. Niestety czas mnie gonił, a przed lotem musiałem jeszcze coś zjeść. Przy głównej, miejskiej plaży, restauracji było bez liku. Wybrałem jakąś pizzerię i w przypływie szaleństwa zamówiłem pizzę z ananasem. Wielu by powiedziało, że to nie pizza, ale do Kanarów pasowała idealnie.

Z przepychem w stronę trzeciej stolicy

Na lotnisku zjawiłem się trochę wcześniej niż w przypadku lotu między wyspami. Zapowiadał się spory ruch, bo spośród wielu dostępnych połączeń wybrałem rejs liniami Air Europa, która ten rejs  obsługiwała Dreamlinerem. Nigdy nie leciałem typ modelem samolotu, ani ta linią lotniczą, więc była to dla mnie dodatkowa atrakcja. Trafiło mi się nawet miejsce przy wyjściu ewakuacyjnym, ze sporą przestrzenią na nogi. Samolot był prawie pełen, a nie był to jedyny lot na tej trasie.

Do Madrytu dotarłem pożną nocą. Miałem nocleg w jakimś hostelu, więc nawet mi się do niego nie spieszyło. Niestety tak jak na Teneryfie i tutaj nie było mowy o zakupie alkoholu o tak późnej porze, a do centrum nie miałem już sił jechać. Tam na pewno otwarte byłyby jakieś bary. Miałem jednak czas na zwiedzanie następnego dnia.

Skąd w Madrycie egipska świątynia?

Madryt miałem już kiedyś okazję odwiedzić i mam tu swoje ulubione miejsca. Jednym z nich jest plac Sol. Od mojej ostatniej wizyty przeszedł sporo, a właściwie przeszedł do historii jako miejsce ogromnych protestów antyrządowych. Teraz po protestach nie było już śladu. Plac jednak został dla mnie ważnym punktem orientacyjnym.

Stałym punktem, odwiedzanym przez mnie w każdym mieście są hale targowe. Nie mogłem się pokusić na odwiedzenia jakiejś hali i w Madrycie. Trafiłem do Mercado de San Miguel, gdzie wybrałem jakieś tapasy w postaci kanapek z rybami i owocami morza. Zjadłem je niespiesznie, ale głównym punktem zwiedzania miała być egipska świątynia stojąca w centrum Madrytu. Została ona podarowana Hiszpanii, a nie ukradziona jak wiele zabytków w innych krajach, i można ją zwiedzać, w dodatku za darmo. Podczas poprzedniej wizyty nie miałem okazji jej odwiedzić, więc pomyślałem, że teraz jest dobra okazja. Jako, że atrakcja jest darmowa, trzeba swoje ostać w kolejce. Zajęło mi to większość czasu przeznaczonego na zwiedzanie, ale przynajmniej zobaczyłem co chciałem. Chociaż sama świątynia jest dość mała i myślę, że wizyta w Muzeum Archeologicznym w Krakowie będzie o wiele ciekawsza. Nie miałem już czasu szukać jakiegoś konkretnego obiadu, więc wróciłem do Mercado de San Migeul na kolejne tapasy. Tym razem kiełbaski i do tego wino. W ten sposób pożegnałem się z Hiszpanią i pozostało mi tylko wsiąść do metra i udać się na lotnisko.

Z lotniska Barajas, jednego z ładniejszych jakie widziałem, samolotem linii Ryanair miałem udać się do Krakowa. Pamiętam, że jak planowałem tę podróż chodził mi głowi jeszcze jakiś przystanek w drodze do domu (widziałem tanie bilety do Londynu lub Berlina), ale ostatecznie byłem zadowolony, że lecę prosto do Krakowa. Cieszyłem się, że po dwóch latach pandemii, udało mi się zaplanować i odbyć tak złożoną i długa podróż. W dodatku obfitującą w wyzwania i sporo atrakcji. I chociaż nie wyszedłem na Teide, to i tak samo zobaczenie piękna Wysp Kanaryjskich, spróbowania lokalnych potraw i poleżenia na basenie było dokładnie tym czego potrzebowałem.

Byłem tu podczas pierwszej podróży do Madrytu dekadę wcześniej. Te budynki kojarzą mi się z filmami Almodóvara

| Trzy stolice odwiedziłem w dniach 5=6 maja 2022 r.

| Więcej zdjęć z tej podróży na Google Zdjęcia


Może Ci się również spodoba