Jordania: Petra, czyli jeden z nowych 7 cudów świata

Petra, Jordania | Podróż 71, Wpis 86


Ciemną nocą, pobłądziwszy wcześniej w mieście At-Tafila i na jordańskich bezdrożach, w końcu dotarliśmy do jednego z najważniejszych miejsc w moim podróżniczym życiu. Petra, bo o niej mowa, to od ponad dekady jeden z siedmiu nowych cudów świata, obok Muru Chińskiego, Machu Pichcu czy rzymskiego Koloseum. I chociaż całemu projektowi nowych 7 cudów świata towarzyszyły kontrowersje i skandale, to nawet  bez tego tytułu Petra okazała się miejscem, które mam nadzieję utkwi w mojej pamięci na długo.

Początek

Petra leży obok małego miasta Wadi Musa, którego mieszkańcy żyją głównie z obsługi tutejszego ruchu turystycznego. Na szczęście w lutym znalezienie hotelu w przystępnych cenach nie było wcale trudne i to nawet blisko samego wejście do kompleksu. My nocowaliśmy w hotelu Edom, który cechował się pewną nowoczesnością jak na jordańskie warunki i możemy go śmiało polecić, mimo architektury w stylu przerośniętego pałacyku. Pokoje były czyste, parking darmowy, a na śniadanie można było nawet zamówić robioną indywidualnie na naszych oczach jajecznicę.

Wejście do Petry znajduje się w tzw. centrum dla odwiedzających, czyli skupisku kas, straganów z pamiątkami i małego muzeum. Tam też po przejściu kontroli biletów zaczyna się ścieżka, którą szliśmy w stronę największych atrakcji, mijając po drodze mniej znaczące budowle. Po około kilometrze weszliśmy do malowniczego wąwozu, w którym chwilami nie towarzyszyły nam tłumy, a czasem nawet byliśmy tam sami. Bo mimo tej całej masy turystów w Petrze bez problemu można znaleźć ustronne miejsca, o czym przekonaliśmy się nawet przy najlepszych widokowo miejscach.

petra

Wąwóz prowadzący do Skarbca Faraona

Al-Chazna, czyli niesamowity widok numer jeden

Po około dwóch kilometrach od wejścia do Petry i kilometrze spaceru klimatycznie oświetlonym wąwozem, powoli zaczęła  wyłaniać się nam Al-Chazna, popularnie zwana Skarbcem Faraona. Oczywiście ta współczesna nazwa nie jest zgodna z prawdą gdyż pierwotna funkcja budynku jest nieznana. Do środka tej i wielu innych budowli nie można wejść i to raczej na szczęście, bo w parę lat mogłoby to spowodować dewastację tego co zdołało przetrwać dwa tysiąclecia.

Skarbiec Faraona

Al-Chazna, czyli Skarbiec Faraona

Warto pojawić się pod Al-Chazną przy różnym oświetleniu, co akurat ułatwiła nam trasa zwiedzenia całego kompleksu. Wokół Skarbca przeszliśmy bowiem przy początku i na końcu dnia, a w obu tych porach piaskowcowa elewacja prezentowała się w nieco innych barwach. Dobre punkty widokowe na Al-Chaznę znajdują się kilkanaście metrów wyżej, u szczytu otaczających budowlę gór, gdzie jednak wcale nie tak łatwo dotrzeć. Na pewno są dwa takie miejsca — po obu stronach wąwozu — lecz  my trafiliśmy tylko na to z dłuższym dojściem od północnej strony. Wędruje się tam około godziny dobrze przygotowanym szlakiem rozpoczynającym się przy Grobowcach Królewskich. Na początku nie sądziliśmy, że tyle czasu nam  zajmie wędrówka, ale na szczęście schodziło się już szybciej. Jedynym nieprzyjemnym zdarzeniem na samej górze było spotkanie tam Beduinów, którzy sprywatyzowali sobie kawałek skały z najlepszym widokiem stawiając tam namiot i wymagając zakupu puszki koli, a jak nie… to „mieliśmy stad spadać”. Oczywiście nie dosłownie w dół, ale z ich namiociku. Mimo, że przeszliśmy taki kawał drogi kupować niczego nie zamierzaliśmy. Poszliśmy parę skał dalej i widok na Al-Chaznę był równie spektakularny i nikomu nie trzeba było za nic płacić.

W ogóle Skarbiec służy za dobre źródło dochodu nie jednemu Beduinowi. Przy samej budowli można kupić kawę, czy jakąś przekąskę, ale ceny są chyba z dwa razy wyższe niż ledwie kilkadziesiąt metrów dalej. Darmowe jest za to wi-fi, co akurat jest dobrym zagraniem marketingowym, bo dzięki temu łatwiej wrzucić relację i zarazić tym miejscem znajomych. Oczekuje tam też stado wielbłądów, co niestety jest mimo sympatyczności tych zwierząt, widokiem dość smutnym. Zwierzęta nie są tam traktowane z szacunkiem, a tylko jako narzędzie do zarabiania pieniędzy, trochę przypomina to los koni przy drodze do Morskiego Oka.

petra zwierząta

Mam też ciekawostkę filmową — w filmie „Indiana Jones i Ostatnia Krucjata” Al-Chazna zagrała w finałowej scenie miejsce zlokalizowania Świętego Graala. Prawdę mówiąc to zagrała tylko elewacja, bo cały środek to już efekt wyobraźni filmowców. Chociaż… do środka turystów nie wpuszczają, a z Jerozolimy tutaj nie tak daleko, więc kto wie czy tego kieliszka nie ma tam na prawdę.

Miasto to wielkie było i szerokie

Gdy nacieszyliśmy już oczy Al-Chazną, przeszliśmy dalej, do czegoś w rodzaju centrum miasta, gdzie  mieścił się między innymi amfiteatr, kilka mniej znakomitych budynków oraz szeroki trakt prowadzący w stronę wyższych partii miasta. Tam właśnie wypiliśmy kawę w cenie jedynie 2 dinarów za sztukę. W dodatku wliczone było towarzystwo przemiłego kotka.

W tej części można bez problemu wejść do wielu mniejszych jam wykutych w skałach. Nie ma żadnych ograniczeń we wchodzeniu na skały i wspinaniu się gdzie bądź. Niestety w większości tych grot nie ma nic ciekawego, jedynie czasem pojawia się jakiś śmieć. Bardzo możliwe, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu w tych wykutych izbach mieszkali Beduini, zajmując się wówczas pasterstwem.  Dziś zarabiając na turystyce pewnie wybrali życie w lepszych warunkach, ale to tylko moje przypuszczenia.

Grobowce Królewskie

Grobowce Królewskie

Nowo narodzone koźlątko ze swoją matką

Przy głównej drodze znajdują się ruiny Wielkiej Świątyni, z której prawdę mówiąc niewiele zostało, gdyż nie była to budowla wykuta w skale. Jest to dziś właściwie pusty plac z resztkami kolumnad, często pomijany przez wielu odwiedzających. My byliśmy tam prawie sami, towarzyszyły nam jedynie dwa osiołki. Stały sobie spokojnie w lapidarium i chętnie pozowały nam do zdjęć. Nieco dalej spotkaliśmy jeszcze stado kóz, bo popularność Petry wcale nie przeszkadza Beduinom w kontynuowaniu hodowli zwierząt. Jedna z kóz była już bliska porodu i gdy wracaliśmy tą samą drogą parę godzin później małe koźlątko przyszło właśnie na świat. Parę minut po porodzie maluch już stał na własnych nogach.

W tej centralnej części Petry, po przeciwnej stronie ruin Świątyni, rozciąga się rząd wykutych w skale Grobowców Królewskich. Te budowle, nie mają może spektakularnego położenia, ale można wchodzić do ich środka, a elewacje są też całkiem urodziwe. To właśnie tam przekonaliśmy się dlaczego nie warto wpuszczać ludzi do wnętrza bardziej wartościowych obiektów. W Grobowcu Urny pewien, wyglądający na tubylca człowiek, bez skrępowania wydrapywał na ścianie ślad swojej obecności. A jako ciekawostkę dodam, że to właśnie ten budynek był, po przejęciu Petry przez chrześcijan, zamieniony w kościół. Ma więc swoją ciekawa historię.

„Najlepszy widok na Świecie”

Jednak to jeszcze nie koniec atrakcji w Petrze. Udaliśmy się dalej wąską, lecz bardzo ruchliwą ścieżką w górę, w stronę budynku Ad-Dajr zwanego Klasztorem. Mimo, że naprawdę ścieżka nie była bardzo stroma i każdy dałby radę nią wejść, część turystów decydowała się na przejazd na małym osiołku. Niestety Beduini widzą w tym szansę na zarobek i to od turystów bardziej  zależy czy takie wykorzystywanie zwierząt będzie dalej trwać, bo nie sądzę by państwo zdołało wprowadzić tu jakieś regulacje. Inną, bardziej znośną dla nas, formą zarobku na tej wąskiej trasie była sprzedaż pamiątek. Stragany ciągnęły się w nieskończoność, a wszędzie oferowano te same magnesy, chusty i jakieś inne drobiazgi, co do niektórych nawet sprzedawcy nie ukrywali ich chińskiego pochodzenia.

Co jest jednak najważniejsze — ta droga doprowadziła nas do najlepszego widoku na świecie. I to nie jest tylko moja opinia, zresztą zobaczcie sami na zdjęciu poniżej. Klasztor moim zdaniem prezentuje się lepiej od Skarbca Faraona i był swego rodzaju crème de la crème całej wizyty w Petrze. Ten wykuty w skale budynek wygląda jak żywcem przeniesiony z jakiegoś europejskiego miasta. W dodatku nie ma problemu, by podziwiać go z prawie każdej strony i w dodatku bez tłumów wkoło. A co do zdjęcia, to musieliśmy sobie je zrobić widząc leżącą na ziemi tablicę z napisem „The best view in the world”. Na szczęście ktoś stwierdził, że ta tablica jednak ten widok niszczy, więc słusznie legła ona w piachu.

Najlepszy widok na świecie

Nasza ekipa na tle najlepszego widoku na świecie

Polecamy, w przeciwieństwie do większości turystów, nie zawracać od razu po zrobieniu kilku zdjęć, ale pójść jeszcze dalej, w stronę bardziej stromych gór. Zaledwie  jakieś pięćset metrów od Klasztoru rozciąga się niesamowity widok na strzeliste szczyty, obrazujący jak bardzo Petra jest niedostępnym miejscem. W punkcie widokowym również przywitał nas Beduin, ale nie był nachalny i za nic nie kazał sobie płacić. Za to jeżeli ktoś chciał ugasić pragnienie łykiem koli, to mógł ten i inne napoje nabyć w prowizorycznej kawiarni u tegoż Beduina. Co ciekawe, mimo, że kilkaset metrów wcześniej były setki osób, to tutaj docierały pojedyncze sztuki.

widok petra

Wrażenia

Spod Klasztoru powoli zaczęliśmy udawać się w drogę powrotną mijając większość opisanych wyżej miejsc po raz drugi, dzięki czemu mogliśmy podziwiać inną grę świateł niż parę godzin wcześniej. Szczególnie urodziwie prezentował się wąwóz prowadzący do Skarbca Faraona, którego ściany przypominają zastygłe  morskie fale. W niektóre dni odbywa się też nocne zwiedzanie i na całej drodze do Skarbca rozstawiane są świece, co musi dodawać temu miejscu jeszcze więcej tajemniczości. Nam niestety nie było dane trafić w taki dzień, gdyż plan wyjazdu był mocno napięty.

petra

petra osiołek

Zwiedzanie Petry jest prawie, że obowiązkowe przy wizycie w Jordanii. Mimo sporej ceny wstępu na pewno warto wydać te pieniądze by wyrobić sobie własne zdanie. Można oczywiście pomijać te najpopularniejsze miejsca, ale ja zawsze uważam, że jak czegoś nie zobaczę to potem mogę żałować. W dodatku ciągle można doświadczyć tu braku wielu ograniczeń powszechnych w innych popularnych miejscach, jak możliwość chodzenia po skałach po samą krawędź, wchodzenia do niektórych wnętrz, czy schodzenia z wyznaczonej ścieżki i wdrapywania się na wiekowe kolumny. Dziś ograniczone są tylko wejścia do kilku budowli, ale za parę lat kto wie…

Wadi Musa, czyli miasto noclegownia

Na koniec jeszcze kilka słów o Wadi Musa, przy którym leży Petra. Miasto jest pełne hoteli zbudowanych czasem bez gustu, ładu i składu. Jak to w Jordanii bywa jest też niezbyt czyste. W lutym bez problemu można było znaleźć miejsce parkingowe na ulicy kilkaset metrów od wejścia do Petry, ale w sezonie może już być trudniej. Z jedzeniem również nie mieliśmy problemu, gdyż przy ulicy zwanej z angielskiego Toursim Street znaleźliśmy restaurację typu zapłać raz i jedz ile chcesz, z ofertą dla mięsożerców i wegetarian. Cena 5 dinarów bez napojów. Gdyby ktoś był zainteresowany to miejsce nazywało się Petra Zaman Restaurant. Poza tym w Wadi Musa nie ma zbyt wiele. No może jest napis I Love Petra.

 Ocena

    • Petra 5*****

| W Petrze i Wadi Musa byliśmy w dniach 2-4 lutego 2019 r.

| Więcej zdjęć z tej podróży na Google Zdjęcia

Może Ci się również spodoba

3 komentarze

  1. Aleksander pisze:

    Zawsze, jak widzę takie budowle zastanawiam się, jak powstały i ile osób musiało pracować przy ich tworzeniu. Takie rycie w skale musiało być niesamowicie trudne i męczące, ale efekt możemy oglądać do dziś.

  2. Michał J. pisze:

    No to Piotrze, Petre widziałeś, a kolejne miejsca z listy New7wonders czekają. Zostało Ci jeszcze 5: Mur chiński, Chrystus z Rio, itp. chcesz odwiedzić wszystkie? 🙂
    Do Petry sam bym się wybrał, zwłaszcza zanim zostanie zadeptana przez masowa turystykę… Choć czytałem na Wiki, że w 2018 ilość turystów wyniosła tam 800 tys., czyli stosunkowo mało, mniej niż np. w Wieliczce

    • Piotr Rokita pisze:

      Jak będzie okazja to wszystkie. Chociaż nie jest to jakiś mój cel i raczej zrobię to przy okazji. Wszystkie kraje chętnie odwiedzę, a będąc na miejscu lepiej nie żałować, że się czegoś nie widziało 🙂

      Co do Petry, to rzeczywiście bywa tam miejscami pustawo, zwłaszcza jak na tak duży obszar w porównaniu do Wieliczki, ale z tego co widziałem to chwalą się, że teraz liczba turystów im rośnie czasem o 50% rok do roku, a Ryanair lata jak szalony i nawet negocjują zniesienie wiz. Myślę, że parę lat i Wieliczka zostanie w tyle, także Michale polecamy!