Jordania: Wadi Rum… czyli prawie jak na Marsie

Wadi Rum, Jordania | Podróż 71, Wpis 87


Wadi Rum to był trzeci trafny strzał podczas naszego wyjazdu do Jordanii. Po świetnym Morzu Martwym i pięknej Petrze trafiliśmy do miejsca absolutnie niesamowitego. Takiego, w którym mimo wielu lat podróżowania, poczułem się jakbym odkrył coś zupełnie nowego. Chociaż, może z wiekiem bardziej doceniam odwiedzane miejsca…

Wstęp

Wadi Rum to, jak pewnie pamiętają niektórzy z lekcji geografii, po prostu wadi (zwane w niektórych podręcznikach jako uedi), czyli sucha dolina, zalewana tylko raz na jakiś czas. Przez większą część roku Wadi Rum jest jednak pustynią piaszczystą i to z piaskiem w dwóch kolorach — czerwonym i żółtym. Dzięki temu czerwonemu odcieniowi krajobraz przypomina nieco powierzchnię Marsa i dzięki temu kręcono tu film „Marsjanin” i kilka innych mniej znanych produkcji. Marsjańskie skojarzenia miała również jedna z naszych ulubionych blogerek podróżniczych Kaja z „Globstory”.

wadi rum mars

Marsjański krajobraz w okolicach domu Lawrence’a

Zanim jednak rozgościły się tu ekipy filmów o Marsie, w Wadi Rum kręcono inny wielki film „Lawrence z Arabii” i wówczas dolina nie musiała odgrywać innej planety, czy nawet innego miejsca, gdyż brytyjski archeolog i oficer T.E. Lawrence w rzeczywistości działał na tym terenie wspierając powstanie arabskie podczas I Wojny Światowej.

Pierwszy kontakt

Obecne Wadi Rum jest jedną z główny atrakcji turystycznych Jordanii, a najlepszym sposobem spędzenia tutaj czasu jest spędzeniu tu nocy. Powstają więc coraz to nowe obozy z charakterystycznymi namiotami, a krążąc po pustyni co chwilę mija się Toyotę z turystami na pace i Beduinem za kierownicą. Taką wycieczkę objazdową można spokojnie znaleźć już na miejscu, w wiosce Wadi Rum, na głównym parkingu dla turystów. Tutejsi Beduini zajmują się chyba głównie obsługą turystów, czemu sprzyja choćby monopol na wyjazd poza wioskę, więc kłębią się przy parkingu w oczekiwaniu na zarobek.

My znaleźliśmy nocleg przez booking.com. Z kolacją i śniadaniem w cenie wyszło jakieś 110 zł za namiot. Nasz obóz był stosunkowo młody i założyli go bracia, których rodzina miała prawo do kawałka ziemi. Jak opowiedział nam gospodarz, nie ma tutaj spisanych aktów własności, a jedynie niepisane przekazy od pokoleń. Wszystko trwa o wiele dłużej niż istnieje państwo jordańskie, więc prawo kraju też nie ma w tej kwestii znaczenia. Braciom udało się stworzyć całkiem przytulne miejsce.

Objazdówka

Z naszym gospodarzem wybraliśmy się w objazdową wycieczkę po Wadi Rum z finałem zaplanowanym  na zachód słońca. Dla ciekawych cennik AD 2019 to 25 dinarów za godzinę, 35 za dwie, 54 za trzy i 64 za cztery godziny przejażdżki. Pierwszym punktem był dom wspomnianego już Lawrence’a, czyli obecnie kupa kamieni. Za to tuż obok rozciągały się łatwo dostępne skały, z których można było podziwiać prawdziwie marsjański widok. To właśnie w tych okolicach podobno kręcono owego „Marsjanina” Następnym przystankiem był grzyb skalny, świetne miejsca do zrobienia zdjęć. Tam spotkaliśmy ludzi, który pustynię zwiedzali o własnych siłach. Takie piesze zwiedzanie też nie należy tutaj do rzadkości i czasem można spotkać nawet samotnego podróżnika z dala od wioski i obozów.

Ruiny domu Lawrence’a

Grzyb skalny

Spod grzyba gospodarz miał zawieźć do kanionu Abu Khashaba, jednak po drodze mijaliśmy wielbłądzią rodzinę i żal było się nie zatrzymać. Zwierzęta pasą się tam samotnie bez żadnych płotów i siatek, mają jedynie luźno związane nogi, tak by nie mogły się zbytnio rozpędzić. Zrobiliśmy trochę zdjęć, szczególnie małych wielbłądziątek, a w międzyczasie okazało się, że związane nogi nie bardzo ograniczają prędkość wielbłąda i potrafią naprawdę szybko biegać, o czym jedna osoba z naszej paczki się przekonała.

Wielbłądzia rodzina

W końcu dojechaliśmy do kanionu Abu Khashaba, który nie jest jakoś ponadprzeciętnie atrakcyjny, ale chyba nasz gospodarz uznał, że idealny na taką długość wycieczki jaką wykupiliśmy. Całość można przejść spokojnie w mniej niż dziesięć minut, bez większego wspinania się, jak czasem można zobaczyć na zdjęciach z innych tutejszych kanionów.

Został nam jeszcze jeden przystanek przed zachodem słońca —  bardzo widowiskowy most skalny Jabal Umm Fruth — gdzie można zrobić sobie fajne zdjęcie, a właściwie ktoś na dole może zrobić takie zdjęcie. Atrakcja z pewnością dla osób bez lęku wysokości. Takich mostów skalnych, podobnie jak wąwozów, jest w Wadi Rum przynajmniej kilka, więc bardzo możliwe, że w zależności od kierowcy objeżdża się zupełnie inną trasę.

Most skalny Jabal Umm Fruth i część ekipy, druga część robiła zdjęcie

Został nam ostatni punkt objazdów, czyli oglądanie zachodu słońca na skale. Próbowałem już w domu zlokalizować i chyba jest to ten punkt na mapie 29.46841 N, 35.44219 E. Zaczynało już powoli robić się chłodno, więc usiedliśmy odziani w kurtki, w ciszy oglądając jak zachodzące za skałami słońce ciepłą barwą oświetla dwukolorowy piasek. Nadeszła noc, a rano planowaliśmy wstać na wschód słońca.

Obozowisko

Gdy wróciliśmy do obozu zastaliśmy grupę Litwinów i Cypryjczyka. To nie przypadek, bo z tych krajów też latał Ryanair do Jordanii. Powoli nadchodził czas na tradycyjną beduińską kolację. Usiedliśmy więc wygodnie pod zadaszoną częścią wspólną, a gospodarz częstował wszystkich beduińską herbatą i raczył opowieściami o życiu w Wadi Rum. Brat gospodarza, który nie mówił po angielsku, zajmował się przygotowaniem kolacji, czyli kurczaka z warzywami pieczonego w ziemi. Moim zdaniem smakował świetnie, a oprócz mięsa było jeszcze parę innych potraw, w tym wegetariańskich.

Atmosferę nieco zepsuł nam jeden z Litwinów, którego nazwaliśmy Steve Jobs. Ów Jobs uważał, że za chwilę otworzą się sekretne wrota w skale, do ukrytej komory z jakuzzi, a we wszystkim musiał być najmądrzejszy. Popsuł nam zabawę, gdy gospodarz pokazywał jakąś tradycyjną grę w zapamiętywanie kamieni. Najwyraźniej Jobs nie miał radości z pobytu z dala od cywilizacji. Za to my mieliśmy mnóstwo radości i po kolacji zanurzyliśmy się w ciemności pustyni, czyli zaledwie kilkadziesiąt metrów od namiotów. Zaczęliśmy bawić się w robienie zdjęć z długim czasem naświetlania. Gdy jedna osoba robiła zdjęcie, reszta latarkami pisała w powietrzu jakieś słowo. Wyszło śmiesznie.

No, a jak się śpi na pustyni? Wspaniale. Nie jest co prawda za ciepło, ale pod kołdrą i w namiocie jest wygodnie. Problemem nie był nawet fakt, że rano nie czekał na nas ciepły prysznic. Była co prawda murowana łazienka, ale mając w perspektywie przybycie do hotelu w Akabie za parę godzin, jakoś daliśmy sobie spokój.

Namioty w Oasis Beduin Camp

Pożegnanie

No i najważniejsze, na koniec wstaliśmy na wschód słońca. Rzadko na wyjazdach wstajemy o w pół do siódmej, a właściwie sam rzadko wstaję przed ósmą jak nie muszę zdążyć na jakiś samolot czy pociąg. Jednak chyba zaczniemy częściej praktykować oglądanie wschodu słońcu, bo naprawdę piękny widok. Nie zjadły nas też żadne stwory, chociaż w oddali widzieliśmy dzikie pieseły.  Mieliśmy też szczęście, że nasz obóz znajdował się obok mostu skalnego zwanego Małym Mostem. Właśnie obok niego rozsiedliśmy się by podziwiać jak słońce rozpoczyna nowy dzień. Przed śniadaniem zrobiliśmy sobie jeszcze mały spacer po okolicy, póki temperatura była znośna, światło sprzyjało robieniu zdjęć, a my dawaliśmy długie cienie.

Możliwe, że z opisu wizyta na pustyni nie wyglądała tak ekscytująco, jak my ją zapamiętaliśmy, ale to dobrze bo najważniejsze są przecież wspomnienia. Informacyjnie dodam, że samochodom zostawionym na noc w wiosce nic się nie stało. To bardzo bezpieczna okolica. Przed odjazdem pobawiliśmy się jeszcze z pieskami i ruszyliśmy do Akaby.

Oceny

  • Wadi Rum 5*****
  • Most skalny Jabal Umm Fruth 5*****
  • Kanion Abu Khashaba 3***
  • Niezakłócone światłem gwiaździste niebo 5*****
  • Spotkać rodzinę wielbłądów BEZCENNE

| Wadi Rum odwiedziliśmy w dniach 4-5 lutego 2019 r.

| Więcej zdjęć z tej podróży na Google Zdjęcia

Może Ci się również spodoba

2 komentarze

  1. Michał J. pisze:

    No i super. Zdjęcie z tym mostem skalnym – petarda!
    Mnie zawsze ciekawiło, jak na takiej pustyni wygląda niebo w nocy. Musi być bardzo rozgwieżdżone, prawda? 🙂 (Nie ma tan typowego dla Europy zanieczyszczenia światłem)

    • Piotr Rokita pisze:

      Tak, jest piękne, szczególnie dla mieszczucha, który rzadko ma okazję oglądać gwiazdy. 😉 Wioska daje jakąś małą łunę, ale i tak było to najbardziej niezanieczyszczone światłem niebo jakie widziałem.