Londyn w czasach Brexitu

Londyn, Wielka Brytania | Podróż 76, Wpis 97


Trzeci raz w życiu wylądowałem w Londynie. Uwielbiam to miasto, gdyż jestem fanem wielkich miast. W Londynie jest mnóstwo znanych i ciekawych miejsc i po prostu ciężko się nudzić. Dlatego tym bardziej żałuję, że Londyn odwiedzam kolejny raz dopiero po pięciu latach od ostatniej wizyty i znowu w tej chłodniejsze części roku. Tym razem okazją do wizyty był wyjazd służbowy Martyny. Biznesowe sprawy miały się odbyć w poniedziałek, więc żal było nie wykorzystać tej możliwości i nie polecieć do Londyn na miły weekend we dwoje.

Londyn brexitem stoi

Wylądowaliśmy na lotnisku Luton, skąd mieliśmy podjechać autobusem pod Marble Arch, czyli przy samym Speaker’s Corner w Hyde Parku. Niestety musieliśmy wysiąść jakiś kilometr wcześniej, przy Baker Street, z powodu jakiejś ogromnej demonstracji. Od razu zobaczyliśmy, że jest jakoś dziwnie dużo osób z unijnymi flagami, w niebieskich koszulkach czy w kapeluszach w gwiazdki. Jak się okazało tego dnia miał się odbyć jeden z największych marszy przeciwników brexitu. Podobno wzięło w nim udział nawet milion osób, więc paraliż centrum miasta nie był niczym niespodziewanym. Plus tej sytuacji był taki, że wysiedliśmy pod domem Sherlocka Holmesa i zajrzeliśmy na chwilę do tamtejszego sklepu z pamiątkami. Gorzej, że z walizką musieliśmy podjechać do Marble Arch metrem, a tego dnia nie mieliśmy w planach biletu na cały dzień,

Chociaż to moja trzecia wizyta w Londynie, to dopiero pierwszy raz zawitałem do Hyde Parku. Patrząc na jego ogromną powierzchnię wydaje się to dość niesłychane. Podeszliśmy do głównego zalewu, czyli do Serpentine. Wszystko wokół sprawiało wrażenia raczej sielankowego wiejskiego krajobrazu. Mnóstwo zwierząt, jakieś przystanie i łódki, a to przecież centrum Londynu. Na drugim brzegu zalewu przysiedliśmy na chwilę przy pomniku księżnej Diany. To właściwie fontanna wykorzystująca, w której woda miejscami płynie jak w górskim strumyku, miejscami chowa się pod ziemię, a miejscami płynie szeroko bez żadnych przeszkód. Nie czytałem dokładnie co twórca miał na myśli, ale odniosłem wrażenie, że ta zmienność ma symbolizować burzliwe życie Diany.

Hyde Park

Hyde Park

Pieseł

Pieseł, w tle pałac Kensigton

Spod fontanny przespacerowaliśmy się pod pałac Kensington w zachodniej części Hyde Parku. Pałac jest rezydencją wielu członków brytyjskiej rodziny królewskiej, w tym księcia Wilhelma i księżnej Katarzyny. Z tego co pamiętam to para książęca była wówczas w podróży po Azji, więc nie mieliśmy okazji spotkać prawdopodobnego następcy tronu. Większą część parku mieliśmy już za sobą, zostało nam jeszcze zahaczyć o plac zabaw imienia księżnej Diany oraz o ogrody włoskie z bogato zdobionymi fontannami. Na tym skończyliśmy część parkową i zaczęliśmy część muzealną.

Czy to nie jest kradzione? Z wizytą w Muzeum Brytyjskim

Z parku, a właściwie ze stacji Lancaster Gate pojechaliśmy do Muzeum Brytyjskiego. Wstęp do wielu muzeów w Wielkiej Brytanii jest darmowy, a właściwie to mile widziany jest jakiś dobrowolny datek. Mieliśmy jednak problem z naszymi bagażami, bo wskazane przy wejściu przechowalnie znajdowały się na odległych dworcach kolejowych. Na szczęście widząc naszą lekką konsternację, stojący obok uliczny sprzedawca powiedział nam, że bagaż możemy zostawić w depozycie w sklepie z pamiątkami. Tam kolejny miły człowiek założył zawieszkę z numerem i kazał nam zrobić jej zdjęcie. To zdjęcie było bloczkiem uprawniającym do późniejszego odbioru depozytu. Takie ciekawe rozwiązanie.

Marmury partenońskie

Marmury partenońskie

Muzeum Brytyjskie to w kilku słowach jeden wielki zbiór artefaktów z czasów starożytnych i średniowiecza. Nazwa wskazywałyby, że chodzi o obiekty z ziem brytyjskich, ale nic bardziej mylnego. Zbiory są w większości przywiezione z Egiptu, Grecji czy innych kwitnących w dawnych czasach krain. Jednym z najważniejszych eksponatów jest kamień z Rosetty zawierający tekst w trzech językach, w tym grece i egipskich hieroglifach. Kamień był kluczowym elementem w badaniach starożytnego Egiptu i przyczynił się do odczytania znaczenia hieroglifów właśnie. Oczywiście rząd Egiptu stara się odzyskać kamień, na razie jednak bezskutecznie. Jeszcze z czasów pierwszej wizyty w Londynie zapadły mi w pamieć marmury partenońskie. Rzeźby zdobiące do XVIII wieku ateński Partenon, zostały wyłamane i wywiezione przez Brytyjczyków. W tym przypadku to rząd Grecji stara się o zwrot i ma o wiele większe szanse niż rząd w Kairze. Na miejscu jest też dużo ciekawych eksponatów z innych krain i epok, między innymi sztuka średniowieczna Europy czy sztuka Islamu. Pewnie tą kolekcją można by zapełnić nimi kilka mniejszych muzeów tematycznych.

Na koniec jeszcze wzmianka o samym budynku. Nowoczesny dach, zaprojektowany przez Normana Davisa, pokrywa dziedziniec muzeum i jest dziś chyba tak samo charakterystyczny jak piramida w Luwrze. Stał się też pewnie inspiracją dla niejednego muzeum na świecie, miedzy innymi dla krakowskiego Muzeum Czartoryskich.

Pubowa gastronomia tym razem zawiodła

Skończyliśmy zwiedzanie, odebraliśmy nasze bagaże, więc przyszła pora na obiad. W Szkocji korzystaliśmy z gastronomii w pubach, była na dobrym poziomie nawet w wersji wegetariańskiej. Znaleźliśmy więc jakiś pub, w środku było nawet sporo ludzi, serwowali rybę z frytkami i wersję wegetariańską burgera. Wyglądało zachęcająco. Zamówiłem jakieś piwa bez oglądania się na cenę, bo trzeba spróbować czegoś nowego, a różnica miedzy trzema a pięcioma funtami raz na jakiś czas nie ma znaczenia. Barman polecił mi piwo z małego londyńskiego browaru Camden Town, ryba z frytkami była wyśmienita, ale gorzej z wegeburgerem Martyny. Był niezjadliwy, można go opisać jako sprasowana sałatka jarzynowa w bułce. Ledwo daliśmy radę zjeść go we dwoje, co ciekawe pub miał całkiem dobre oceny w Google czy na Facebooku, więc może goszczą mało wegetarian, albo Brytyjczycy gustują w dziwnych smakach.

ryba z frytkami

Moja ulubiona brytyjska potrawa

Pojechaliśmy do hotelu, znajdującego się jakieś 17 kilometrów od centrum ibisa budget Hounslow. W Londynie ciężko coś znaleźć w niskiej cenie, zwłaszcza na dwa tygodnie przed pobytem. Ten mimo odległości był całkiem przystępnie położony, bo przy linii metra Picadilly łączącej miasto z lotniskiem Heathrow. Zresztą całe Hounslow było pełne hoteli, pewnie właśnie przez bliskość lotniska. Poza tym dzielnica ma podobno całkiem dobrą opinię jako miejsce do życia i według spisów ludności aż cztery procent mieszkańców urodziło się w Polsce, więcej było tylko rodzimych Brytyjczyków i ludzi urodzonych w Indiach.

Całodniowy spacer po mieście

Następnego dnia mieliśmy w planach kupić bilet całodobowy na metro i autobusy, ale ostatecznie doszliśmy do wniosku, że potrzebujemy tylko dojechać z Hounslow do centrum i na koniec dnia wrócić. Dojechaliśmy do okolic parlamentu. To miejsce jest chyba jednym z najbardziej tłocznych w Londynie. No, ale jak sobie nie zrobić zdjęcia z Big Benem? No i nie zahaczyć o jedną z bondowskich lokalizacji. To przecież na pobliskim moście Westminsterskim rozbił się śmigłowiec w „Spectre”. Przeszliśmy na drugą stronę Tamizy podziwiać pałac Westminsterski, czyli siedzibę parlamentu z nieco dalszej perspektywy. Ten sam widok wybierały też ekipy telewizyjne, które ustawiły się tu obok licznie żeby relacjonować brexitową zawieruchę.

pałac Westminsterski

Siedziba parlamentu

Wróciliśmy w okolice parlamentu. Robiliśmy sobie tradycyjne zdjęcie w budce telefonicznej, gdy ktoś zadzwonił. Martyna podniosła słuchawkę i zamieniła z jakąś anonimową osobą kilka słów. Chwilę później telefon znów zadzwonił. Najwyraźniej ktoś lubił sobie porozmawiać z nieznajomymi. Byliśmy na ulicy Whitehall, czyli tuż obok Downing Street. Z brytyjskim premierem nie zamierzałem się witać, więc poszliśmy szybko w stronę Trafalgar Square. To taki londyński rynek. Znajduje się przy nim Galeria Narodowa. Mieliśmy dylemat czy zwiedzać miasto, czy muzea? Ale wygrały tego wszystkie Rembrandty, Monet’y, Rubensy czy van Goghi. Parę obrazów zachwycało, chociaż niekoniecznie te najbardziej znane jak „Słoneczniki” van Gogha.

Urocze zakątki Covent Garden

Zwiedzanie Galerii Narodowej zabrało sporo czasu i mocno ograniczyliśmy przestrzeń na spacer. Na szczęście w okolicy Trafalgar Square zaczyna się Covent Garden. To taka przeurocza dzielnica pełna kawiarni i restauracji. W dodatku bardzo przyjazna spacerowaniu, pełna zaułków i wąskich uliczek. Jednym z ciekawszych miejsc jest podwórko zwane Neal’s Yard. To miejsce wyglądało niesamowicie jesienią, dzięki połączeniu kolorowych elewacji i równie kolorowych drzew częściowo zielonych, częściowo już pożółkłych.

Neal’s Yard

Neal’s Yard

Zbliżał się wieczór i pora obiadowa. Tym razem na posiłek w pubie się nie zdecydowaliśmy, ale wpadła nam w oko mała, troszkę zaniedbana, pizzeria Ecco Pizza. To taki mały lokal z każdym krzesłem z innej parafii, w dodatku wystrojony bez żadnego gustu. Za to pizzę mieli smaczną i tanią. Za jakieś pięć, sześć funtów można było się najeść, a posiłki wege nie smakowały jak wióry. Najedzeni poszliśmy do pubu The Craft Beer Co., który oferował jakąś chorą liczbę piw, i to nawet takich horrendalnie drogich z drugiego końca świata po kilkadziesiąt fontów za pintę. Nie zaszaleliśmy aż tak bardzo, w dodatku preferujemy lokalne produkty, a nie jakieś australijskie. W międzyczasie zaczynało robić się bardzo tłoczno, tak właśnie wygląda Covent Garden w sobotni wieczór.

Mieliśmy jeszcze trochę sił, więc poszliśmy na spacer po Soho. Ta dzielnica ma bardziej imprezowy charakter i z tego co gdzieś wyczytałem, sporo klubów należy do bogatych Rosjan. Najwyraźniej wolą inwestować pieniądze poza zasięgiem władz swojego kraju. W Soho jest też skromny polski akcent — Poland Street. Niestety poza nazwą nic nie wskazywało na jakiś związek z naszym krajem.

Poland street

Ostatni spacer nad Tamizą

W poniedziałek ja wracałem Krakowa, a Martyna przemeldowywała się do innego hotelu. Z Hounslow pojechaliśmy metrem aż pod samą twierdzę Tower. Kiedyś przyjdzie czas żeby i ją zwiedzić, ale tym razem przeszliśmy się Tower Bridge na drugą stronę Tamizy. Nigdy wcześniej nie udało mi się wejść na sam most, bo dwukrotnie zostawiłem sobie tę okolice na koniec dnia i po prostu brakło mi czasu. Przechodząc mostem zostawiliśmy za sobą londyńskie City, czyli najważniejszą część Wielkiego Londynu, a właściwie to osobne miasto w mieście, a trafiliśmy do gminy Southwark. Znajduje się tam ratusz Wielkiego Londynu, który również wystąpił w filmie „Spectre”. Poza tym są tam raczej same biurowce i centra handlowe. Za to miło się spaceruje brzegiem Tamizy. Po kilkudziesięciu minutach dotarliśmy do teatru szekspirowskiego Globe. Za darmo można wejść do holu i przejść wokół najstarszej części głównej teatru. Dla miłośników pamiątek można kupić sobie praktycznie wszystko z wizerunkiem Szekspira.

londyn southwark

Dzielnica Southwark z owalnym budynkiem londyńskiego ratusza

Przyszła pora na ostatni punkt wizyty, czyli Tate Modern, jedno chyba z najlepszych muzeów sztuki współczesnej na świecie. Również można do niego wejść za darmo. Dokładniej zwiedzaliśmy je podczas poprzedniej wizyty, m.in. podziwiając prace Mirosława Bałki. Tym razem brakło nam czasu i jedynie wyjechaliśmy na najwyższe piętro, skąd roztacza się przepiękny widok na Londyn, a szczególnie na most Milenijny i katedrę św. Pawła. Polecam szczególnie, gdyż jest to jeden z lepszych darmowych widoków w Londynie. Chwilę później już byliśmy na wspomnianym moście idąc w stronę katedry. Stamtąd podjechaliśmy metrem na Oxford Street. Martyna zameldowała się w swoim hotelu, a ja ruszyłem pieszo w stronę dworca Victoria.

tate modern widok

Widok z Tate Modern

Tym razem utwierdziłem się w przekonaniu, że Londyn naprawdę nie jest taki ogromny i można po nim sporo spacerować. Na początku, idąc w stronę Picadilly Circus, odkryłem w końcu londyńskie chinatown. Trafiłem tam zupełnie przypadkiem, ale to bardzo ciekawe miejsce. W typowo londyńskim krajobrazie stoi tradycyjna chińska brama, nad główną ulicą wiszą lampiony a sklepy oferują mnóstwo produktów prosto z Azji. Dalej przeszedłem się ulicą Picadilly i przez Green Park pod Pałac Buckingham. Pomachałem królowej Elżbiecie II i już byłem pod dworcem kolejowym Victoria. To piękny i ogromny dworzec, z którego niestety nie miałem odjeżdżać, bo szedłem na autobus. Ale obiecuje sobie, że następnym razem ruszę się gdzieś pociągiem w Anglię, a nie ciągle tylko ten Londyn.

Pozostało mi podziwiać miasto z autobusu National Express jadącego na lotnisko Luton. Podróż miała trwać jakieś dwie godziny, z czego wyjazd z Londynu zajął nam ponad godzinę. Zawsze zakładam jakiś margines na opóźnienia właśnie z powodu takich sytuacji, więc nie stanowiło to dla mnie problemu. Podsumowując, Londyn wciąż mnie zachwyca i uważam je, że jedno z ciekawszych miast jakie widziałem. Jestem mile zaskoczony, że ciągle tak mało zwiedziliśmy i że ciągle jest po co wracać.

Oceny

  • Londyn 5 *****
  • Muzeum Brytyjskie 5*****
  • Galeria Narodowa 4****

| Londyn odwiedziliśmy w dniach 19-21 października 2019 r.

| Więcej zdjęć z tej podróży na Google Zdjęcia

Może Ci się również spodoba

4 komentarze

  1. Michał J. pisze:

    Wspaniałe miasto. No i widzę, odwiedziliście te same miejsca, w których i ja byłem – British Museum, Hyde Park (ja tam zwróciłem uwagę na myszy wychodzące z gniazdek w krzakach), też byłem w Chinatown i na Poland Street 🙂 Za to nie byłem m.in. w Galerii Narodowej, Tate i Globe.
    No cóż – muzea zapełnili eksponatami z kolonii – teraz trzeba zwrócić… Też miałem takie odczucia. Ale British Museum – wspaniałe.
    A co do Brexitu – ostatecznie kilka miesięcy później miał miejsce, jak wiadomo. Ale trzeba pamiętać – tak zdecydowali obywatele.
    PS. Podoba mi się że napisałeś „książę Wilhelm i księżna Katarzyna” – coraz częściej w polskich mediach tak się (prawidłowo) mówi.

    • Piotr Rokita pisze:

      Każda okazja do powrotu jest dobra. 😉 Nie wiem czy byłeś też w Muzeum Historii Naturalnej, ja odwiedziłem je już dwukrotnie podczas poprzednich wyjazdów i też zrobiło na mnie spore wrażenie. Niekoniecznie trzeba się tam wybierać z dziećmi. 😀

  2. Adam pisze:

    Londyn jest jak Rzym; można przyjeżdżać i dziesięć razy i nawet chodzić koło tych samych miejsc, a zawsze będzie trochę inaczej i znajdzie się coś nowego i fascynującego. Tak różne, a jednak podobne.

    • Piotr Rokita pisze:

      Dobre porównanie. Do tych miast po prostu się chętnie wraca i chyba czas pojechać tam na dłużej niż przedłużony weekend.