Domknąłem wybrzeże! Czyli samochodem od Gdańska po… prawie Szczecin

Pomorze, Polska | Podróż 83, Wpis 108


Kiedyś, jeszcze w czasach studenckich, miałem plan by przejść całe polskie wybrzeże Bałtyku. Podjąłem nawet wstępne przygotowania i na próbę ruszyłem od Kołobrzegu w stronę zachodniej granicy. Niestety, zamiast do Świnoujścia doszedłem tylko do Trzęsacza. I to nie z powodu zmęczenia, lecz przez pogodę. Zaczęło padać i według prognoz, o słońcu można było zapomnieć przez najbliższe kilka dni, a spacer po mokrym piasku nie wydawał mi się już tak kuszącą perspektywą. Dodałem jednak sporo punktów na mapie odwiedzonych miejsc i wraz z innymi podróżami, na polskim wybrzeżu został mi do odwiedzenia tylko fragment między Kołobrzegiem a Słowińskim Parkiem Narodowym. I właśnie wypełnienie tej luki stało się celem jednej z moich pierwszych podróży w 2022 r.

Gdańsk lubię zawsze

Ruszyłem w piątek wieczór Ryanairem do Gdańska, skąd miałem odebrać wypożyczone auto i zwrócić je dwa dni później na lotnisku Szczecin-Goleniów. Za wynajem samochodu z ubezpieczeniem i zwrotem w innej lokalizacji zapłaciłem mniej niż 300 zł. Nie jest to więc wygórowana cena, bo za transport publiczny wyszłoby pewnie koło stu złotych, a w tak krótkim czasie jaki przeznaczyłem na tę podróż, skończyłoby się pewnie na postoju w Słupsku i Koszalinie. Podczas rezerwacji wybrałem Fiata 500, ale dostałem Seata Ibizę. Praktycznie taki sam model jaki posiadam, co było dla mnie miłą niespodzianką. Jednak nie o samochodzie mam tu zamiar pisać, a o tej krótkiej, lecz intensywnej podróży.

Pierwszą noc spędziłem w Gdańsku, w hotelu Logos, który może nie jest najwygodniejszy i najczystszy (widziałem pajęczynę za łóżkiem), ale ma bardzo przystępne ceny. Korzystałem już z niego rok wcześniej i przy następnej okazji wiem, że lepiej prosić o pokój od strony ulicy, a nie torów kolejowych. Nie chciałem jednak tej nocy spędzić tylko w pokoju. Zostawiłem rzeczy i pojechałem zobaczyć morze. Najbliżej miałem do Brzeźna, gdzie mimo późnej pory, bawiło się sporo ludzi i wcale niełatwo było znaleźć miejsce parkingowe. Większość ludzi albo piła piwo na plaży, korzystając z ciepłej nocy, albo bawiła się w barze popijając bardziej wykwintne drinki. Ja alkohol mogłem wypić dopiero w hotelu. W dodatku zgłodniałem, a o tej porze musiałem zadowolić się kurczakiem z KFC.

Gdy znów było jak zwykle

Chociaż tego nie lubię, to zmuszony napiętym planem, musiałem wstać dość wcześnie. Szybko zjadłem śniadanie i ruszyłem do Sopotu. Po co, skoro byłem w nim już wielokrotnie? Otóż właśnie zaczęły się Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej, a nasza reprezentacja na bazę tego, rozrzuconego po całej Europie turnieju, wybrała właśnie Sopot. Postanowiłem więc z ciekawości podjechać, bo miałem po drodze. Niestety nic ciekawego nie zobaczyłem, poza odgrodzonym hotelem i pobliską plażą, a o samum występie na Euro lepiej zapomnieć, bo poszło nam tragicznie Czyli zupełnie, tak jak zwykle, albo nawet gorzej.

Plaża w Sopocie

Plaża naprzeciwko hotelu Marriot, będącego bazą polskich piłkarzy w czasie Euro 2020

Ruszyłem w dalszą drogę, aż tu nagle rozpoczął się mały Armagedon. W ciągu paru minut oberwania chmury drogi zamieniły się w potoki, a wyjazd z Trójmiasta okazał się udręką i zajął mi kilkadziesiąt minut. Wiedziałem już, że plan maksimum muszę odłożyć na bok, a czas zacząć myśleć o planie minimum. Kolejnym celem miała być wieża widokowa Kaszubskie Oko i ją chciałem akurat zobaczyć. Chociaż pogoda wciąż nie dopisywała i o widokach mogłem zapomnieć. Zresztą konstrukcja wieży jest na tyle dziwna, że i tak zamiast widoku panoramicznego mamy raczej obraz w formacie 4:3. Przez chmury nawet nie udało mi się zobaczyć morza, ale dostrzegłem hotel, w którym podczas Euro 2012 nocowała zwycięska reprezentacja Hiszpanii. Tak, przy okazji jest to jedno z kilku nawiązań do czasów tamtych mistrzostw podczas tego wyjazdu.

Polska Elektrownia Atomowa

Skoro byłem już w okolicy Jeziora Żarnowieckiego, to moim kolejnym celem musiał być teren niedoszłej polskiej elektrowni atomowej. Jeżeli nie znacie jej historii, to pozwólcie, że przytoczę kilka faktów. W 1982 r. została rozpoczęta budowa elektrowni atomowej „Żarnowiec”. Chociaż technologia reaktorów była inna niż tych użytych w Czarnobylu, to całość została zaprojektowana przy udziale sowieckich „towarzyszy”. I jak można się spodziewać od 1986 r. skala niechęci i protestów wobec tej budowy była ogromna, szczególnie wśród mieszkańców Pomorza. Żartobliwie zaczęto nawet stosować nazwę „Żarnobyl”. Budowa ciągnęła się jednak jeszcze przez trzy lata, aż w Polsce skończył się komunizm, nastała transformacja, a nowe władze ostatecznie zaniechały budowy. Zamówione reaktory zezłomowano lub sprzedano (np. do Finlandii, więc nie były chyba takie złe), a teren przeznaczono pod strefę ekonomiczną. I dziś mieści się tu mnóstwo przeróżnych zakładów.

Widok z wieży Kaszubskie Oko. W drugiej „klatce” od lewej widać wypłaszczony teren nad jeziorem – to teren niedoszłej elektrowni atomowej.

Teren niedoszłej elektrowni atomowej

Przejrzałem wcześniej zdjęcia satelitarne i miałem nadzieję na zobaczenia jakiejś pozostałości bloków reaktora, czy czegoś podobnego. Niestety cały teren, chociaż nie jest ogrodzony, to jest solidnie oznaczony tabliczkami z zakazem wejścia. Gdy tylko zjechałem z drogi i zaparkowałem na boku, by przejść się kawałek, od razu wyskoczył znienacka jakiś cieć informując, że jest tu zakaz wejścia. I przecież tabliczka nawet wisi…

Prawie jak Pustynia Błędowska

Ale dosyć tych dzieł ludzkiej ręki, czas udać się na łono natury. W końcu przyroda to największa atrakcja Pomorza. Ruszyłem na Słowiński Park Narodowy. Kiedyś już miałem okazje odwiedzić tutejsze wydmy, ale było to gdzieś koło 2008-2009 roku i mało co z tych odwiedzin pamiętam. Żal mi było więc pominąć okazję do ponownej wizyty. Tym razem nie wybrałem drogi od strony Łeby, lecz od małej miejscowości Czołpino. W pobliżu znajduje się latarnia morska o tej samej nazwie i Wydma Czołpińska. Jest też Muzeum Słowińskiego Parku Narodowego. Z tego wszystkiego dane mi było zobaczyć tylko wydmę. Mimo, że był czerwiec i zaczynał się sezon letni, to na parkingu nie było żadnej obsługi. Wisiała jedynie kartka z informacją, że z powodu braku rozstrzygnięcia przetargu obsługa kas parku i latarni morskiej nie została jeszcze wybrana. No bardzo mi przykro, że nie mogłem kupić biletu, a do latarni nawet nie myślałem się wybierać. Czas mnie gonił, a do wydmy miałem jakieś półtora kilometra, a stamtąd jeszcze drugie tyle nad samo morze.

Wydma Czołpińska

Pusta plaża w Słowińskim PN

Nie spodziewałem się, że będzie tu tak niewiele osób, a był to przecież weekend w połowie czerwca. Pogoda się poprawiła i o deszczu już prawie zapomniałem. Zresztą widać to na załączonych zdjęciach. Natomiast co mogę powiedzieć o wydmach? Robią wrażenie. Jako osoba zaznajomiona z Pustynią Błędowską dodam, że obie atrakcje są równie ciekawe, chociaż potencjał pustyni jest moim zdaniem słabo wykorzystany. Z drugiej strony wydmy są na terenie parku narodowego i można spacerować tylko wytyczoną ścieżką, a na pustyni można łazić gdzie się chce. Gdy doszedłem do samej plaży, ujrzałem Bałtyk i zanurzyłem stopy, to cieszyłem się jak dziecko, które po raz pierwszy w życiu zobaczyło morze. Pamiętajcie, że było to po wielu miesiącach lockdawnów.

Spotkanie o 18:00

Objazdówka po wybrzeżu okazała się naprawdę świetnym pomysłem na weekend, chociaż miałem naprawdę mało czasu. Musiałem wszak dostać się jeszcze na nocleg do Mielna. I to najlepiej na konkretną godzinę, bo umówiłem się na osiemnastą z kolegą, który niezależnie wybrał się w podobną podróż. Z tym, że Sławek zaczynał od Szczecina i był kilka dni dłużej na Pomorzu. Gdy dowiedzieliśmy się, że lecimy w tym samym czasie postanowiliśmy się spotkać i zarezerwować razem nocleg. I tak padło na Mielno.

Gdy wsiadłem do auta w Czołpinie i włączyłem nawigację, okazało się, że dojazd na umówioną godzinę jest niemożliwy. W dodatku nie jadłem jeszcze obiadu. Ruszyłem wąskimi drogami w stronę Ustki, gdzie pomyślałem, że najłatwiej będzie mi coś zjeść na szybko. Pomorskie drogi bywają bardzo wąskie i nie jedzie się nimi zbyt szybko. Raz Google Maps pokierował mnie na drogę przez las, taką bez asfaltu. Normalnie do lasu wjeżdżać nie można, ale tutaj był specjalny znak „Droga leśna przeznaczona do użytku publicznego”.

Na szczęście w Ustce sprawy załatwiłem bardzo szybko. Zostawiłem auto gdzieś w centrum. I poszedłem poszukać jakiejś smażalni ryb. Jeżeli oczekujecie teraz narzekania na „paragony grozy”, to nic z tego. W centrum Ustki dorsz z frytkami i surówką kosztował mnie 22 zł. To schabowy w barze mlecznym na moim osiedlu wychodzi podobnie. Było jakoś w pół do szóstej jak skończyłem jeść, a do Mielna miałem jeszcze półtorej godziny drogi. Czyli godzina spóźnienia minimum. Ale nic już nie mogłem zrobić. Odpuściłem zwiedzanie Słupska, o którym początkowo myślałem i postój w Koszalinie. Na szczęście to drugie miasto miałem odwiedzić jeszcze następnego dnia.

Czy to słynne Mielno

W końcu na parkingu pod supermarketem spotkałem się ze Sławkiem. Kupiliśmy napoje oraz przekąski i ruszyliśmy do wschodniej części wsi, gdzie na mierzei między jeziorem Jamno a Bałtykiem znajdował się nasz nocleg. Wieczorem jeszcze zaszliśmy na plażę, ale było już zbyt zimno żeby się zanurzyć w całości. Albo ja się robię już stary. Jako, że jestem rybnym psychofanem to na kolację zjadłem kolejną rybę i wróciliśmy do pensjonatu obejrzeć jeden z meczy trwającego Euro.

Na pierwszy rzut oka Mielno nie jest aż tak straszne jak go malują. Chociaż liczba bud z tandetą przeraża to widziałem o wiele gorsze miejsca. No i teraz już nie wiem czy Mielno to jest takie polskie Rimini, czy Rimini to włoskie Mielno. Ale oba miejsca są równie nie w moim stylu i oba będę raczej po równo omijał. Z perspektywy czasu potrafię jednak zrozumieć popularność takich miejscowości. Pensjonaty znajdują się kilkadziesiąt, góra kilkaset, metrów od plaży, po drodze mija się kilka lodziarni, piwiarni i smażalni. Sklepy z wakacyjnym badziewiem są na każdym kroku. Jak ktoś nie potrzebuje nic więcej, to ma tu wszystko jak na dłoni.

No i jeszcze Koszalin

W niedzielę czekał mnie lot do Krakowa. Nie miałem dużo czasu, bo po trzynastej miałem już być na lotnisku w Goleniowie, czyli jakieś 130 km od Mielna. Ruszyliśmy więc wczesnym rankiem do Koszalina. To dawne miasto wojewódzkie zamieszkuje ponad sto tysięcy osób, więc jest to jeden z największych ośrodków Pomorza. Niestety miasto ucierpiało podczas II wojny światowej i dzisiaj sporo budynków w centrum ma powojenny rodowód. Miejscami Koszalin przypominał mi Norymbergę, gdzie również mnóstwo budynków zostało odbudowanych po wojnie i to w bardzo podobnym stylu. Niby wyglądają jak stare kamienice, ale nie mają żadnych zdobień i wszystkie są praktycznie takie same.

Kamienice w Koszalinie

Jedna kamienica się wyróżnia

Co można robić w Koszalinie w niedzielę rano? Pić piwo w bramie jak kilku napotkanych jegomościów, albo siąść w kawiarni na rynku i sączyć kawę z ciastkiem. Tę drugą opcję wybrało zdecydowanie więcej osób, w tym i my. Chociaż Koszalin może nie jest gastronomiczną mekką, to całe szczęście, że można tam w ogóle gdzieś usiąść. Czasem jak zwiedzam Polskę, to odnoszę wrażenie, że nawet w sporych miejscowościach kawy można się napić jedynie w Żabce. Z budowli najbardziej zapadł mi w pamięć ratusz, który wcale brzydki nie jest, choć ikoną architektury raczej nie zostanie. Powłóczyliśmy się ze Sławkiem po rynku oraz pobliskim parku i poszliśmy w swoje strony. Sławek został jeszcze na nocleg w Koszalinie, ja ruszyłem na lotnisko. Tym razem droga zaskoczyła mnie pozytywnie. Pomorze Zachodnie przecina droga ekspresowa, więc te 130 km pokonałem w nieco ponad godzinę.

Lotnisko w Goleniowie miałem już okazję odwiedzić podczas Euro 2012. Czy ja znów wracam do tematu mistrzostw Europy? Tak, a jak na ironię, to wtedy lecieliśmy ze Sławkiem z Gdańska do Szczecina. Tylko linia OLT Express mogła oferować tak irracjonalną trasę. Ta podróż była więc pewną powtórką po dziewięciu latach, choć nie było to początkowo planowane. Kto wie, może na Euro 2028 też zaplanuję podróż na linii Gdańsk – Szczecin, tylko tym razem jeszcze innym środkiem transportu.

| Na Pomorzu byłem w dniach 11-13 czerwca 2021 r.

| Więcej zdjęć z tej podróży na Google Zdjęcia

Może Ci się również spodoba