Pierwszy raz w Bydgoszczy

Gdańsk i Bydgoszcz, Polska | Podróż 84, Wpis 110


Wciąż pandemia, wciąż Polska… już robiło się trochę nudno, gdy przez pandemiczne obostrzenia rezerwowałem kolejne podróże po Polsce. Chociaż sporym plusem tego stanu rzeczy było odradzanie się ruchu lotniczego miedzy polskimi miastami. I tak w sezonie 2021 r. chyba po raz pierwszy można było polecieć bez przesiadek między Krakowem i Bydgoszczą. I tak się składało, że akurat w tej stolicy kujawsko-pomorskiego nigdy nie byłem. Szybka decyzja i bilety kupione, ale tylko na lot powrotny, bo loty nie ułożyły się tak idealnie by polecieć w obie strony bez brania urlopu. Ale na szczęście idealnie dopasował się lot Ryanaira do Gdańska, a przecież oba miasta są blisko siebie.

W piątkowy wieczór ruszyliśmy więc do Gdańska. Ja, pokonywałem tę trasę już drugi raz w tym roku, ale za pierwszym razem nawet nie byłem w centrum. Teraz od razu ruszyliśmy na Stare Miasto. Nocleg mieliśmy zarezerwowany w Domu Muzyka, czyli chyba najtańszej opcji na nocleg w Trójmieście podczas lata. Jednak zanim doszliśmy do naszych akademików musieliśmy przedrzeć się przez tłumy, wręcz połacie ludzi. Było już po północy, a w Gdańsku toczyło się mocne imprezowe życie. Atmosferę dodatkowo podkręcały zaczynający się następnego dnia Jarmark Dominikański i wśród tłumów klientów restauracji i pubów uwijali się wystawcy budujący swoje stoiska. Chyba największy tłum gromadził się na Wyspie Spichrzów, którą pamiętałem jeszcze jako jedno wielką ruinę. Teraz zabudowę wyspy odbudowano z nawiązaniem do pierwotnych budowli. I wyszło to wszystko bardzo elegancko i z klasą. Są tu hotele, w których pewnie nigdy nie będę spał, drogie restauracje i budynki mieszkalne. Nie mieliśmy już sił żeby gdzieś usiąść, więc skończyło się na wizycie w całodobowej Biedronce i zakupie jakiegoś piwa w celu konsumpcji już pokoju. Akurat trwały Igrzyska Olimpijskie w Tokio, a swój mecz miała grać Iga Świątek. Do końca meczu nie dotrwaliśmy, ale wtedy nikt jeszcze nie wiedział, że rok później będzie to pierwsza tenisistka rankingu WTA z wygranymi 37 meczami z rzędu.

Smutny napis na Westerplatte

Następnego dnia, zanim jeszcze ruszyliśmy do Bydgoszczy, postanowiliśmy odwiedzić Westerplatte. Jako dziecko  jeździliśmy z rodzicami i bratem co rok na wczasy do Stegny i jeden dzień spędzaliśmy w Trójmieście. Zawsze odwiedzaliśmy wtedy Westerplatte. Potem byłem tu tylko raz, podczas wizyty retrospekcyjnej dekadę temu. Teraz Westerplatte wydało mi się o wiele mroczniejsze niż za czasów dzieciństwa. Jednak odwiedzenie miejsc związanych z okropnością wojny wymaga pewnego wieku, by zrozumieć kontekst i przesłanie. Gdy znów rodzą się nacjonalizmy i konflikty w różnych częściach Europy, napis „NIGDY WIĘCEJ WOJNY” wydawał się wyjątkowo złowieszczym przesłaniem.

Będąc tak blisko morza nie mogliśmy, a właściwie ja nie mogłem, nie zahaczyć o plażę. Co prawda miałem już zarezerwowany wyjazd do Włoch na przyszły tydzień, ale i tak musiałem zamoczyć choćby kostkę po raz pierwszy w 2021 roku. Woda była nieco chłodna, niezbyt przejrzysta, ale i tak to ten swojski polski Bałtyk, do którego zawsze się wraca z sentymentem. Siedząc tak na plaży wybieraliśmy pociąg do Bydgoszczy i przy okazji odkryliśmy, że w potwierdzeniu rezerwacji hotelu widnieje informacja o zameldowaniu do 22. Wydawało się, że ogarniemy, ale pociągi w Polsce wcale tak często nie jeżdżą. I tego niestety wciąż nie ogarniam. Gdyby ludzie nie chcieli jeździć koleją to można by to zrozumieć, ale po raz kolejny miałem do czynienia z sytuacją, że między połączeniami było kilka godzin przerwy, a biletu nie dało się już kupić, bo wszystkie miejsca były wyprzedane. No i wisienką było to, że przyjechał skład tylko z kilkoma wagonami i ludźmi stojącymi w korytarzu. Serio PKP, czy wy dalej prowadzicie politykę wygaszania popytu?

Bydgoszcz, nie taka straszna

Kiedyś słyszałem, że mieszkańcy Torunia nazywają złośliwie drugą stolicę województwa Brzydgoszczą. Spodziewałem się więc wszystkiego najgorszego. I miło się zaskoczyłem. Przyjechaliśmy nocą na nowy bydgoski dworzec, który prezentuje się całkiem przystępnie. Współczesna modernistyczna bryła przypomina bardziej biurowiec, ale jest i tak o kilka klas lepszy od poprzedniego budynku z PRL. Niestety, gdy w jakimś mieście nie zachował się okazały przedwojenny gmach dworca z czasów kolejowej prosperity, to przeważnie kończy się to tak jak w Poznaniu, gdzie dworca po przebudowie praktycznie nie ma. Został zastąpiony galerią handlową z funkcją kas i poczekalni.

Bydgoszcz ma tramwaje. I co ważne ciągle je rozwija rozbudowując torowiska i kupując nowe pojazdy, przeważnie z tutejszej fabryki PESA. I takim tramwajem z dworca dojechaliśmy do hotelu Campanile. Czy zdążyliśmy przed 22? Niestety nie, ale okazało się, że w wakacyjne weekendy mają całodobową recepcję. Więc nocleg pod mostem nie był konieczny. A propos mostów, to hotel znajdował się obok Mostu Uniwersyteckiego. Ta najnowsza bydgoska przeprawa przez Brdę była wówczas zamknięta, gdyż w 2020 r. okazało się, że konstrukcja po niecałej dekadzie od budowy jest mocno nadszarpnięta. Pojawiały się też opinie, że wręcz grozi zawaleniem i na tej podstawie zamknięto żeglugę pod mostem i ustawiono tymczasowe podpory. Most oddano ponownie do użytku dopiero w 2022 r. po kosztownej przebudowie. Zdarzają się więc w tej Bydgoszczy więc i takie wpadki. No i dodam, że na moście nie ma chodników, a jest to praktycznie centrum miasta.

Śniadania w południe nie uświadczysz

Rano ruszyliśmy na spacer malowniczymi bulwarami Brdy. Mijając po drodze halę sportową Łuczniczki i kilka przystani kajakowych. Można było odnieść wrażenie, że Bydgoszcz to bardzo sportowe miasto. Dość szybko dotarliśmy na Stare Miasto, gdzie chcieliśmy w końcu zjeść śniadanie. Mimo, że jeden lokal reklamował się śniadaniami serwowanymi do 13, to w rzeczywistości po 12 już mieli zamkniętą kuchnię. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. I poszliśmy na śniadanioobiad do pobliskiej restauracji Karamba. W menu znalazłem bycze jądra. Jadłem je kiedyś na Off Festivalu w foodtrucku Walentego Kani. Teraz skusiłem się na wersję w restauracji. Nie smakują jakoś ekstremalnie. Po prostu zwykłe mięso. Z tym, że teraz były może ładniej podane. Gdyby ktoś szukał tej restauracji to proszę kierować się na 18 południk. Bo właśnie bydgoski rynek położony jest dokładniej na tej długości geograficznej, o czym przypomina wytyczona linia.

Wyspa Młyńska w Bydgoszczy

Po śniadaniu poszliśmy w końcu zwiedzać. Od razu trafiliśmy do Wenecji Bydgoskiej i na Wyspę Młyńską. To niesamowita okolica, idealna na spędzanie wolnego czasu. Wielki zielony obszar, w którego centrum znajduje się odnowiony zabytkowy Młyn Rothera. Oprócz ludzi licznie wylegujących się na trawie, wielu wybrało ochłodę w wodzie. Przez wyspę przypływa potok łączący oba koryta Brdy, a jego dno jest utwardzone tak by nadawało się do taplania i moczenia nóg. Rodzice w większości wiedzieli co ich czeka, bo po wyjściu z wody niektórzy wyciągali już suche ubrania na zmianę dla swoich pociech.

Tramwajem wodnym po Brdzie

Bydgoszcz to w ogóle bardzo wodne miasto. Stoi frontem do rzeki i wykorzystuje potencjał płynący z rzeki. Wybraliśmy się jeszcze na rejs tramwajem wodnym po Brdzie. Taka przyjemność kosztowała nas zaledwie 15 zł i trwała około godziny. Ruszyliśmy spod ikony współczesnej architektury Bydgoszczy – czyli budynków mBanku przy Rybim Rynku – w górę rzeki. Po chwili minęliśmy Operę Nova, czyli najważniejszy obiekt kulturalny w mieście i od razu wpłynęliśmy w śluzę. Przepłynięcie śluzy wzbudziło  chyba największą ciekawość wśród pasażerów, w tym także nas. Dalej już podziwialiśmy coraz to rzadszą zabudowę, aż dopłynęliśmy do mostów kolejowych z XIX wieku. To trzy konstrukcje, dwie ceglane i jedna żelbetowa, z których najstarsza jest też jednym z najstarszych mostów kolejowych w Polsce.

Po rejsie zostało nam jeszcze przejść się po centrum miasta i udać się trochę na obrzeża. Czyli aż sześćset metrów od rynku, do zabytkowej wieży ciśnień. Jest tam mała wystawa dotycząca wodociągów, a wśród eksponatów zabytkowe umywalki, sedesy i historia korzystania z łazienki. Na samej górze mogliśmy obejrzeć panoramę Bydgoszczy i zobaczyć nasze miejsce końcowe tego dnia, czyli lotnisko.

Wracamy do domu

Port Lotniczy im. Ignacego Jana Paderewskiego w latach największej prosperity, czyli tuż przed pandemią, obsługiwał nieco ponad 400 tys. pasażerów rocznie, w roku 2021 już cztery razy mniej. To czwarte od końca lotnisko pod względem liczby pasażerów w Polsce. Nie można się więc spodziewać dużego ruchu. Tablica odlotów wyświetlała tylko „Kraków”. Nie było jednak tak źle, jak kiedyś w porcie w Heringsdorfie niedaleko Świnoujścia. Tam gdy weszliśmy do terminala to dopiero po chwili ktoś z obsługi się zorientował, że już są pasażerowie i zaświecono światła. Loty na trasie Kraków – Bydgoszcz nie okazały się chyba totalną klapą, bo LOT uruchomił je również w następnym roku. Ja natomiast zapamiętam przede wszystkim Bydgoszcz jako miasto przyjazne i całkiem ładne. Jednym słowem – polecam.

| Gdańsk i Bydgoszcz odwiedziliśmy w dniach 23-25 lipca 2021 r.

| Więcej zdjęć z tej podróży na Google Zdjęcia

Może Ci się również spodoba