Sztokholm, perełka Skandynawii
Sztokholm, Szwecja | Podróż 55 Wpis 54
Sztokholm, stolica Szwecji i pewnie też całej Skandynawii, miasto będące też trochę wielką wsią. Odwiedziłem go drugi raz, drugi raz w listopadzie, drugi raz gdy noc była dłuższa od dnia. Mimo to urzekło mnie w Sztokholmie bardzo wiele i na więcej liczę w przyszłości. Może też dlatego, że tym razem nie byłem już sam, ale z Martyną.
Lot do Sztokholmu to zawsze najmniejszy problem. Bilety są przeważnie tanie, a i wybór dość spory. Jest Ryanair i Wizz Air z lotniskiem Skavsta oddalonym o ponad 100 km, nieco droższy Norwegian lądujący na głównym lotnisku Arlanda, oraz tradycyjne linie w zależności od miasta. Jak widać konkurencja sprawdza się z korzyścią dla pasażera.
11/11/2016 13/11/2016 | Ryanair Norwegian | Hotel |
My polecieliśmy Ryanairem. Z lotniska Skavsta do miasta najłatwiej dostać się autobusem Flygbussarna, któremu dojazd do miasta zajmuje ok. 80 minut. Cena takiej przyjemność przy zakupie przez internet to 139 koron, czyli jakieś 62 zł (stosuję przelicznik 1 kr ~ 0,45 zł). Docieramy do dworca Cityterminalen. Jest to centrum komunikacyjne Sztokholmu – w okolicach jest dworzec Stockholm C oraz stacja metra T-Centralen – stąd można się dostać w każde miejsce w okolicach. Mieszkaliśmy w hotelu nieco na przedmieściach, bo tylko on oferował ceny na naszą kieszeń. Przy okazji miał saunę i śniadanie w cenie.
Centrum | Gamla Stan i Södermalm
Ogarnęliśmy się z Martyną w hotelu, zjedliśmy zupki chińskie przywiezione z Polski i podobnie jak pół Sztokholmu ruszyliśmy na miasto. Piątek popołudniu, prawdziwy komunikacyjny armagedon. Każdy sztokholmczyk sprawdza wtedy przepustowość metra, spieszy się na rozpoczęcie weekendu, a pewnie też chce kupić alkohol w państwowym monopolu.
Nie chcieliśmy pchać się do metra, więc mimo lodu na chodnikach, ruszyliśmy na spacer. Glebę zaliczyłem już na samym początku. Oprowadzała nas Asia, znajoma mieszkająca w Sztokholmie, która założyła na buty raki. Pierwszy punkt na trasie powinien być obowiązkowy dla każdego. Katarina gångbro (mapa) to taras widokowy, na który mimo że jest na dachu kilkupiętrowego budynku, dojdziecie idąc prosto ulicą. Jeżeli oczywiście, wiecie gdzie iść. Można stąd zobaczyć Gamla Stan, lunapark Gröna Lund i jedną z dziwniejszych atrakcji miasta – neon STOMATOL. Jest to pierwsza animowana reklama w Szwecji, chociaż sama marka pasty już nie istnieje, to neon wciąż działa i cieszy oczy.
Drugim koniecznym do odwiedzenia punktem widokowym jest uliczka Monteliusvägen (mapa). Biegnie ona skrajem północnego zbocza wyspy Södermalm. Niestety było tam bardzo ślisko, więc przeszliśmy tylko paręnaście metrów. W lepszych warunkach można dojść do Skinnarviksberget, popularnego miejsca pikników. Mimo to z każdego miejsca Monteliusvägen mamy piękny widok na Sztokholm z ratuszem i Gamla Stan w roli głównej.
Gamla Stan, czyli Stare Miasto, to najbardziej centralna i najbardziej urokliwa część Sztokholmu. Jest tam Zamek Królewski, Muzeum Nobla, Rynek i najwęższa ulica w mieście – Mårten Trotzigs gränd. Sam Rynek, czyli Stortorget, nie jest ani największym, ani najpiękniejszym placem na wyspie. Rozkładał się już na nim jarmark bożonarodzeniowy, który zupełnie nie pasował do tego miejsca. Zrobiło się jeszcze bardziej ciasno, a urodziwe wejście do Muzeum Nobla przysłonięto budami.
Södermalm to już bardziej przestronna dzielnica. Są tu szerokie aleje i place. Tutaj mieszkał Mikael Blomkvist, bohater sagi „Millenium”. Jego mieszkanie było tuż obok wspomnianego wcześniej punktu widokowego Monteliusvägen. Dzielnica pełna jest pięknych kamienic, dobrych restauracji i kawiarni. To typowo szwedzka część Sztokholmu, niczym nie przypominająca przedmieść. Tutaj można poczuć się jak w filmie, czy wyobrazić sobie miasto opisane w książkach. Mimo śniegu po kolana, na ulicach wciąż były tłumy. Ludzie uwielbiają w tej części miasta spacerować.
Oprócz Södermalm i Gamla Stan dobrym na spacer miejscem jest też część Norrmalm w okolicy Kungsträdgården, gdzie w zimie działa publiczne lodowisko. Ludzie jeżdżą wokół pomnika, a rytm narzuca didżej. W tej części miasta jest już sporo współczesnych budynków, a dzielnica ma charakter bardziej handlowy. Na co drugiej ulicy jest H&M, a bogaci mogą się zaopatrywać w przepięknym domu handlowym NK.
Po dniu zwiedzania uznaliśmy, że trzeba coś zjeść, a że hot-dogi kosztowały ok. 15-30 zł, burgery dochodziły do 50 zł i to w ulicznych budkach, to optymalnym rozwiązaniem była pizza za 40 zł z piwem za 30 zł. Na takie ceny w Szwecji trzeba się przygotować. Gdy byłem tutaj w 2012 r. skorzystałem tylko z usług McD. Dziś już jednak wyznaję zasadę, że trzeba się poczuć trochę jak Szwed, a nie jak bezdomny. Asia poleciła nam bardzo przystępną pizzerię, gdzie obsługiwał nas prawdziwy Włoch. Pizza może nie była taka jak we Włoszech, a piwo takie jak w Belgii, ale głód został zaspokojony. Wsiedliśmy do metra i z przesiadką na pociąg aglomeracyjny, czyli Pendeltåg, a następnie tramwaj, byliśmy w hotelu po ok. 30 minutach. Sztokholm to dobrze skomunikowane miasto.
Muzea | Vasamuseet i Naturhistoriska riksmuseet
Odwiedziliśmy dwa muzea. Chociaż miałem listę kilku bezpłatnych (udostępniam dla leniwych), oraz kilku płatnych obiektów, to nie znaleźliśmy na nic więcej czasu. Zresztą podobnie jak w Londynie – można tam pojechać na weekend i zwiedzić szybko punkty obowiązkowe, ale można też spędzić cały ten czas tylko w dwóch muzeach.
Muzeum statku Vasa – Vasamuseet – wbrew moim obawom, jest bardzo ciekawe. Wcześniej myślałem, że to tylko jeden wrak i nic więcej. Jednak spędziliśmy tam prawie półtorej godziny. Najlepiej dostać się tam promem, który odpływa co kilkanaście minut z południowo-wschodniego brzegu Gamla Stan (mapa). Promy działają w ramach komunikacji miejskiej SL – Storstockholms Lokaltrafik – i jeżeli mamy bilet dobowy czy trzydniowy to możemy nimi pływać do woli. Po paru minutach jesteśmy na Djurgården, czyli prawdziwej wyspie muzeów. Jest tutaj lunapark Gröna Lund oraz m.in. muzeum ABBY, Junibacken (muzeum poświęcone postaciom ze szwedzkich książek dla dzieci), Akwarium i Muzeum Wodne, Muzeum Nordyckie, a nawet Muzeum Trunków, którego logotyp jest bardzo podobny do logo wódki Absolut. Jest tu też muzeum architektury drewnianej Skansen, którego nazwa posłużyła powszechnie do nazywania muzeów na wolnym powietrzu. Nas jednak najbardziej interesowało muzeum okrętu Vasa. Ten ogromny galeon zbudowano w 1628 r. z drewna ok. 1000 dębów. W elementach zdobienia można odnaleźć np. motyw klęczącego Polaka, co jak pewnie większość skojarzy, wiąże się z przeznaczaniem okrętu. Miał on być wykorzystany do wojny z naszym pięknym krajem. Marzenia o potyczkach na morzu skończyły się jednak ledwie po 1,5 km rejsu, gdy Vasa poszła na dno z załogą, pasażerami i dobytkiem. Polscy szpiedzy nie przyczynili się do tej tragedii, choć pewnie byłoby to wygodną teorią spiskową dla władz i społeczeństwa. Kończąc elementy historyczne wracamy do samego muzeum, gdzie od prawie 30 lat stoi Vasa. Muzeum ma pięć kondygnacji i z każdej możemy podziwiać kadłub okrętu z bliska. Niestety nie można wejść na pokład, ale sam rozmiar Vasy robi wrażenie i nawet nie żal tych 60 zł za wstęp.
Tuż obok Vasamuseet jest piękny gmach Muzeum Nordyckiego – Nordiska museet. Co prawda nie byliśmy w środku, ale budynek robi świetne wrażenie z zewnątrz. Szczególnie otoczony połaciami niczym nienaruszonego białego puchu. W okolicy jest też piękna brama do parku Lusthusportens, którym można dojść do Skansenu. My jednak udaliśmy się tramwajem w stronę centrum zakupowego miasta.
Ulica Biblioteksgatan jest jak krakowska Floriańska, ale dwadzieścia razy lepsza. Mieszczą się tu sklepy Michaela Korsa, Burberry i Ralpha Laurena. Trafiliśmy tu przypadkiem, ale ta ulica daje do zrozumienia, co tracą polskie miasta pozwalając na budowę ogromnych galerii handlowych w śródmieściach. Na Biblioteksgatan, mimo, że to zwykła ulica ze strefą pieszą, był czerwony dywan, gustowne meble miejskie i dekoracje świąteczne pełne przepychu. Aż chciało się robić te zakupy i wcale nie przeszkadzały zwały śniegu.
Mieliśmy inny cel niż zakupy i szybko uciekliśmy do metra. W planie mieliśmy zwiedzenie parlamentu, czyli Riksdagu. Niestety ze względu na demonstrację nazistów, którzy świętowali wybór Donalda Trumpa na prezydenta USA cała okolica została zamknięta przez policję. Wybraliśmy więc alternatywę w postaci Muzeum Historii Naturalnej – Naturhistoriska riksmuseet. Świętowało ono właśnie swoje stulecie. Wejście standardowo jest za darmo, więc z tej okazji nie było jakiś większych atrakcji, chociaż Szwed z dzieckiem mógłby powiedzieć co innego, bowiem rozdawano baloniki, były loterie i różne konkursy. Muzeum jest sporo mniejsze od tego w Londynie, ale i tak uwielbiam oglądać piękno natury. Te wszystkie szkielety, kamienie szlachetne i zjawiska pogodowe przedstawione jakby cała wiedza z biologii i geografii prezentowana w szkole została skupiona w jednym miejscu.
W pobliskim parku, obok kampusu uniwersyteckiego, wypiliśmy szwedzkie piwa Pripps Blå i Norrlands Guld. Smakują gorzej od naszych sikaczy. Nie wiem czy to ustawowo ich smak ma zniechęcać do spożywania alkoholu, czy po prostu Szwedzi jako zjadacze kiszonych śledzi mają taki dziwny gust. Warto wspomnieć, że w Szwecji nie ma problemu z piciem alkoholu w miejscu publicznym.
Życie codzienne | Ceny, fast-foody i przedmieścia
W Szwecji obowiązuje państwowy monopol na sklepy monopolowe. Alkohol można kupić tylko w określonych godzinach w sklepach Systembolaget. Właśnie w takim kupiliśmy w sobotę o czternastej dwa piwa. Zapłaciliśmy jakieś 12 zł i był to z pewnością jeden z niższych zakupów w tym sklepie. Sklep zamykano od 15:00 w sobotę, aż do 10:00 w poniedziałek. Właśnie dlatego czekaliśmy w sporej kolejce do kasy i wszyscy, od młodzieży po emerytów, mieli pełne koszyki trunków. Nikt nie ograniczał się do jednej sztuki. Jak nie można dokupić w całodobowym to lepiej nie ryzykować. Ceny są horrendalnie wysokie jak na nasze warunki, chociaż dla Szweda pewnie są przystępne. Wino w kartonie kosztowało ok. 30 zł.
Za kebab bądź falafel z surówką i frytkami zapłacimy od 80 kr w górę. Asia poleciła nam miejsce, gdzie skupionych jest kilka fast-foodów w piwnicach budynku przy Kungsgatan 44. Niezależnie od wybranej kuchni nie znajdziemy jednak nic poniżej 80-100 kr. Trzeba też pamiętać, że często jakość produktów w Szwecji jest o wiele wyższa niż w Polsce. Nie ma tam wina Kadarka, tak samo brakuje wyrobów czekoladopodobnych, mazideł masłopodobnych czy śledzi w śmietanie składających się w 70% ze śmietany i ogórka.
Większość mieszkańców ośmiosettysięcznego Sztokholmu nie mieszka jednak w romantycznych dzielnicach centralnych. O ile Gamla Stan i Södermalm są przepiękne, to przedmieścia są już okropne. Nasz hotel był ledwo dwie stacje od centrum, a w okolicy mieliśmy drogę ekspresową, kilka gigantycznych magazynów, stację benzynową i parking dla tirów. W okolicy było sporo bloków podobnych do tych w naszych miastach. Cała okolica raczej nie przypominała sielskiego szwedzkiego krajobrazu, a raczej smutny obraz sypialni z tanimi mieszkaniami.
Metro | Stacje dzieła sztuki
Na koniec jedna z najbardziej urzekających atrakcji szwedzkiej stolicy. Skalne stacje metra zamienione w dzieła sztuki. Jest ich kilkanaście, my odwiedziliśmy tylko cztery. Stacja Stadion z motywem tęczowym, T-Centralen z niebieskimi malowidłami wg mnie trochę wzorowanymi Grecją, stację Universitetet oczywiście z informacjami naukowymi na ścianach oraz Kungsträdgården, najbardziej eklektyczną, w dodatku ze strumieniem płynącym pod podłogą. Wszystkie te stacje zwiedza się bardzo przyjemnie, bo niezależnie od pogody są suche i ciepłe. W dodatku bardzo fotogeniczne.
Piękne i brzydsze stacje, autobusy, tramwaje i pociągi aglomeracyjne można zwiedzić za jedyne 230 kr, bo tyle kosztuje bilet 72 h na transport publiczny. Pamiętajcie, jednak że taki bilet prędzej kupicie w kiosku niż w automacie. Początkowo szukaliśmy ich spośród kilkudziesięciu pozycji biletowych jakie wyświetlają się na ekranie, ale ostatecznie skierowaliśmy się do kasy. Taki bilet jest szczególnie korzystny dla osób lecących z Arlandy, gdyż jadąc pociągiem aglomeracyjnym do stacji Märsta, a następnie autobusem 583 pod sam terminal, nie ponosimy żadnych dodatkowych kosztów. Dla porównania Arlanda Express to koszt 280 kr, a autobus Flygbusarna 99 kr.
Podsumowanie
Na koniec krótkie wspomnienie poprzedniego pobytu w stolicy Szwecji. Cztery lata temu byłem tylko nocą, ze starym psującym się aparatem. Zrobiłem tylko kilka zdjęć, ale i tak jedno z nich udało mi się powtórzyć. Ratusz nocą w listopadzie 2012 r. i listopadzie 2016 r.:
Sztokholm bardzo przypomina mi Londyn. Jest drogi, ale warty swojej ceny. W weekend można zobaczyć tylko ułamek tego co miasto ma do zaoferowania, z przecież jeszcze jest reszta kraju do odwiedzenia.
Czyli śnieg i zimno. W Szwecji byłem tylko raz – w czerwcu – a i tak zmarzłem.
Gamla Stan, artystyczne stacje metra i widok z wieży ratuszowej skradły moje serce. 🙂 Wspaniały jest Sztokholm!
Zaciekawiły mnie te stacje podziemnej kolejki – oprócz tego że metro ma być funkcjonalne, może być też piękne, nikt nie zabrania! 🙂
Jestem jeszcze ciekawy metra w Moskwie. Tam trochę inny styl dominuje, ale też są piękne stacje.