Bułgaria! Od Warny po Burgas w jeden dzień

Warna, Nesebyr i Burgas, Bułgaria | Podróż 75, Wpis 94


Nigdy wcześniej nie byłem w Bułgarii, a planując letni wyjazd chciałem odwiedzić jakiś nowy kraj. To właśnie chęć znalezienia optymalnej opcji dotarcia do tego, już czterdziestego pierwszego odwiedzonego przez mnie kraju, była powodem wcześniejszej wizyty w Malmö. Loty z Polski do Bułgarii są bowiem przeważnie droższe niż właśnie ze Skandynawii.

Bułgaria nocą

Z Kopenhagi do Warny przyleciałem w nocy samolotem, który woził raczej Bułgarów wracających z pracy niż skandynawskich turystów. Poza mną na jakiś transfer do hotelu skierowało się tylko kilka osób. Bo nadmienię, że przylatując w środku nocy miałem do wyboru taksówkę, w podobno stałej cenie 12-14 lewów (jakieś 30 zł), lub wykupienie transferu przez stronę Wizz Air za ok. 44 zł z możliwością zapłaty punktami, czyli dla mnie za darmo. Wybrałem ten drugi wariant i pierwszy raz czekał ktoś na mnie z tabliczką z wypisanym nazwiskiem. Do mojego busa wsiadły jeszcze dwa duńskie małżeństwa, jadące do Złotych Piasków, dzięki czemu ja wysiadłem jako pierwszy.

Hostel Yo Ho leżał tuż obok wieży zegarowej i Soboru Zaśnięcia Matki Bożej, czyli chyba największej świątyni w Warnie. Gdy przyjechałem na balkonie trwała impreza i… sam nabrałem ochoty na piwo. Co prawda była druga w nocy, a ja miałem następnego dnia ambitny plan zwiedzenia, ale na jedną butelkę Zagorki zawsze jest czas i miejsce. I o dziwo rano, po pięciu godzinach snu wstałem bez problemu. Dodam jeszcze pewną ciekawostkę o Bułgarii, którą udało mi się zaobserwować w hostelu. Mianowicie prysznice stanowią jedność z całą łazienką. Nie ma kabin, a jedynie kotarka, która ma zasłonić ręczniki przed zalaniem. Bo podczas kąpieli zalewa się całą łazienkę, a odpływ znajduje się na środku pomieszczenia. O tym, że nie jest to jednostkowy przypadek utwierdziła mnie w przekonaniu książka Magdaleny Genow „Bułgaria. Złoto i rakija”, która pisała, że Bułgarzy zagranicą mają przez to problem z zalewaniem łazienek niedostosowanych do takiego sposobu brania prysznica.

Warna. Tu gdzie zginął Władysław W.

Rześki ruszyłem na miasto. Zwiedziłem sobie dokładnie okolice soboru, który znajduje się przy bulwarze imienia naszego rodaka Władysława Warneńczyka. Od razu zaczepił mnie taksówkarz, który oferował wszystko od transportu, po wymianę pieniędzy i noclegi. Nie dziwię się, że wybrał akurat mnie, bo o tej porze byłem jedynym turystą w okolicy. Stojąca po drugiej stronie ulicy wieża zegarowa z końca XIX wieku była ładna, ale niekoniecznie powalająca. Gdy powstała jakieś 130 lat temu była na tyle wysoka, że służyła strażakom do obserwacji miasta. Dziś nieco ginie w okolicy wyższych budynków.

Główny deptak miasta zaczyna się właśnie przy wieży zegarowej, jako przedłużenie bulwaru Warneńczyka, a kończy nad samym morzem. Pierwsza część deptaku, to ulica Preslav, która wygląda dość przeciętnie. Ani architektura tu nie zachwyca, albo po prostu jest tak zaniedbana i przykryta szyldami, że ciężko ją dostrzec. Dalej deptak skręcał w lewo, ale ja obrałem drogę prosto. Znalazłem się na zwykłej, szarej ulicy. Co prawda też nie było tam żywej duszy, ale klimat wydał mi się bardziej prawdziwy niż na deptaku.

Miałem oczywiście zapisane parę punktów do zobaczenia w Warnie i powoli zbliżałem się do pierwszego celu. Ruiny rzymskiej łaźni brzmiały całkiem ciekawie. Na miejscu okazały się jednak dość małe, a w dodatku sporo można było obejrzeć zza płotu. Wstęp kosztował kilka lewów, ale nie jestem aż takim fanem starożytnych ruin. Poszedłem dalej, w stronę morza, natrafiając na kolejne ruiny. Na te też spojrzałem tylko z zewnątrz. Znalazłem się już przy porcie i chwilę później stanąłem na piaszczystej, szerokiej plaży. I rzeczywiście, jeżeli ktoś przyjeżdża do Bułgarii poplażować, to powinien być zadowolony. Przeszedłem się wzdłuż parku oddzielającego plażę od miasta, czyli Morskiego Ogrodu. Jest tam między innymi basen, na którym rozgrywano mecz piłki wodnej, czy muzeum marynarki z eksponatami w postaci śmigłowca czy wojskowego kutra. Wybierając dalszy spacer ogrodem trafiłbym do zoo, terrarium czy delfinarium. Nie ciągnie mnie jednak szczególnie do tych smutnych miejsc. Wróciłem więc do tego głównego deptaka. Właściwie to był ciąg deptaków, bo każda część ma inną nazwę, a ta chyba najszersza — bulwar Sliwnica — była położona jeszcze dalej.

Potrzebowałem dostać się na dworzec autobusowy, a Warna jest jednym z tych miast, które swój dworzec mają daleko od centrum. Od centrum do dworca jest ponad dwa kilometry. Początkowo myślałem, że dotrę tam trolejbusem lub autobusem, ale na przystankach nie było rozkładów. Były za to automaty biletowe, całkiem nowe, które niestety nie działy, a później dowiedziałem się, że bilet i tak kupuje się u „pani w autobusie”. Miałem więc dylemat, czy czekanie nie wyjdzie mi dłużej, niż dojście na nogach. Wybrałem więc spacer i po jakimś kwadransie znalazłem się na dworcu pamiętającym, jak wiele w tym rejonie świata, czasy słusznie minione. Kupiłem bilet na autobus o 11:30 i po dwóch godzinach miałem znaleźć się w kolejnym punkcie tego dnia.

Nesebyr, historyczne miasto na wyspie

Przeglądając najciekawsze miejsca wybrzeża Bułgarii nie można nie trafić na wzmiankę o Nesebyrze. Zabytkowym miasteczku wpisanym na listę dziedzictwa UNESCO. Właściwie to ciekawa jest tylko najstarsza część leżąca na małym półwyspie. Zaraz po wjeździe na półwysep znajduje się przystanek autobusowy i postój taksówek, a dalej można poruszać się głównie pieszo po wąskich uliczkach. Oprócz antycznych zabytków, charakterystyczne dla miasta są domy kryte czerwoną dachówką, z kamiennym parterem i drewnianym piętrem. Podobno po wpisaniu miasta na listę UNESCO mieszkańcy wystosowali nawet list sprzeciwu w tej sprawie. Problemem okazały się ograniczenia w burzeniu i budowie nowych budynków. Miło, że miasto jednak przetrwało w takim klimacie, bo jest świetną alternatywą dla kombinatu turystycznego, jakim jest pobliski Słoneczny Brzeg.

nesebyr

Ruiny cerkwi św. Zofii

Umiliłem sobie spacer po mieście piwem na wynos. Jeden sklep z alkoholem wpadł na genialny pomysł sprzedaży piwa z kranu, bo można je było wypić legalnie na ulicy. Miałem sporo czasu, a chciałem też pierwszy raz zanurzyć stopy w Morzu Czarnym. W Nesebyrze jest mała kamienista plaża, ale na moje potrzeby wystarczająca. Pokręciłem się jeszcze wśród tych zabytków. Szczególnie wpadły mi w pamięć ruina cerkwi św. Zofii w samym centrum. To chyba najstarszy zachowany częściowo obiekt w mieście, sięgający aż V w. n.e. Po godzinie zacząłem omijać ponownie te same budynki, a była dopiero wpół do czwartej, więc samolot do Sofii miałem mieć za ponad sześć godzin. Pierwotnie planowałem jechać wprost na lotnisko, ale w tej sytuacji mogłem spokojnie zwiedzić Burgas. Autobusy odjeżdżały bowiem co kilkadziesiąt minut.

Burgas, drugie miasto wybrzeża

W Burgas nie miałem już przygotowanego żadnego planu, musiałem jednak zjeść tu obiad. Z autobusu wysiadłem na nowym dworcu autobusowym. To szklany budynek w stylu wschodniej Europy czasów transformacji. Odjeżdżają z niego autobusy miejskie i np. autokary do Turcji. Sprawdziłem, że stąd co pół godziny odjeżdża autobus na lotnisko i ruszyłem spokojnie na miasto. O dziwo, architektonicznie podobało mi się tu bardziej niż w nieco większej Wanie. Oprócz starych kamienic wpadł mi w oko Hotel Bulgaria, przechodząca obecnie remont perła architekty z lat 70. XX w. Spacerując bulwarem Bogoridi szukałem powoli jakiejś restauracji i w końcu znalazłem lokalną sieciówkę Happy, w której wachlarz potraw rozciągał się od sushi przez makarony po burgery. Ważne, że mieli bułgarskie piwo.

Po obiedzie poszedłem do parku nadmorskiego. Tak, podobnie jak w Warnie i tutaj plażę od miasta oddziela szeroki park. Był tam pomnik Adama Mickiewicza, bo nasz wieszcz w tym mieście spędził kilka miesięcy w drodze do Stambułu, gdzie biedakowi się zmarło. W parku jest naprawdę przyjemnie, a na plażę schodzi się długimi schodami wprost na molo. Tam przy zachodzie słońca pożegnałem Morze Czarne i powoli udałem się na dworzec mijając stare wille w okolicy portu. Domy były piękne i na szczęście sporo z nich było odremontowanych . I tylko ten szklany dworzec tu nie pasował.

Burgas

Remontowany hotel Bulgaria w Burgas

W autobusie na lotnisko miałem okazję zobaczyć w końcu wspomnianą panią od biletów. W każdym autobusie oprócz kierowcy jest kasjerka, nie ma więc potrzeby montowania automatów. Mają ten system chyba w całym kraju oprócz Sofii. Terminal lotniska w Burgas jest bliźniaczo podobny do tego w Warnie, różni się jedynie kolorami. Nie ma też śladów po zamachu terrorystycznym sprzed siedmiu lat. Pozostało mi przejść przez kontrolę paszportową, mimo, że czekał mnie lot krajowy i czekać na lot Bulgarian Air do stolicy.

Wszystkie odwiedzone miejsca wspominam bardzo pozytywnie, chociaż nie ukrywam, że nie są to najpiękniejsze miasta w Europie. Bułgaria ma jednak swój bałkański urok i atut w postaci ciepłego klimatu. No i zwiedziłem trzy miasta w jeden dzień, więc pewnie wiele mnie ominęło. Będzie czas wrócić na stare lata, teraz czeka mnie jeszcze sporo innych miejsc do odwiedzenia.

Oceny

  • Warna 3***
  • Nesebyr 4****
  • Burgas 3***

| Wybrzeże Bułgarii odwiedziłem 1 września 2019 r.

| Więcej zdjęć z tej podróży na Google Zdjęcia

Może Ci się również spodoba

2 komentarze

  1. Michał J. pisze:

    Ten dworzec w Warnie (styl później komuny), przypomina mi dworce w Polsce w l. 90-tych, aż się łezka w oku kręci! 🙂
    Dla pokolenia naszych rodziców, to b. popularny kierunek wczasowy, obok Węgier. Teraz popularność Bułgarii ponoć znowu rośnie (co mnie cieszy)

    • Piotr Rokita pisze:

      Bałkany pełne są takich dworców. Podobne monstrum stoi jeszcze w Zagrzebiu. Niestety obsługa jest też żywcem z późnej komuny 🙁
      Jak się zastanowię dlaczego Bułgarię odwiedzam tak późno, to w sumie dlatego, że nie tak łatwo tam dotrzeć. Na przykład taki Ryanair lata tam z KRK dopiero od paru lat, autokary jadą niemiłosiernie długo, a Europa pełna jest bardziej dostępnych miejsc. To by trochę wyjaśniało dlaczego Bułgaria tak straciła popularność.